Image
Image
Image
Image

Najlepsza kawa jest przy placu Spianada

 MIASTO KORFU

Elegancka promenada z ciągiem kawiarni to niemal kopia paryskiej Rue de Rivoli, przyległy do niej plac to zarazem boisko do krykieta – gry jakby nie było typowo brytyjskiej, a górująca nad miastem wieża kościoła św. Spirydiona przypomina weneckie kampanile. Spacerując po mieście Korfu trudno mi uwierzyć, że jestem w Grecji.

korfu-miasto - uliczki2.jpg- To Grecy grają w krykieta? – nie mogę się nadziwić. Okazuje się że na Korfu – tak, w każdą sobotę. Zresztą odbywają się tu treningi drużyny narodowej, a kiedyś popis swoich umiejętności dał nawet brytyjski książę Karol. Tak naprawdę krykiet to spuścizna właśnie po Brytyjczykach, którzy w latach 1814-1864 sprawowali protektorat nad wyspą.

Pokryty równo przystrzyżoną trawą wielki, długi na ok. 400 metrów plac Spianada („największy plac na całych Bałkanach” – słyszę) służył pierwotnie jako pole bitwy, potem jako strzelnica, aż w końcu brytyjscy żołnierze postanowili wykorzystywać go w bardziej pokojowych celach. Pozostałości po Brytyjczykach jest tu zresztą dużo więcej – choćby stojąca przy Spianadzie klasycystyczna Rotunda wystawiona na cześć zarządzającego wyspą brytyjskiego komisarza czy wybudowany w XIX wieku ze sprowadzanego z Malty wapienia pałac św. Jerzego i św. Michała, służący niegdyś jako rezydencja owego komisarza, a dziś mieszczący różne urzędy oraz Muzeum Sztuki Azjatyckiej.

 

Poczuć się jak arystokraci

 

korfu-miasto - liston.jpgNic tak dobrze nie smakuje w upale jak frappe – mrożona kawa. Najlepszą podają na tzw. Listonie – twierdzą miejscowi. Zdaniem innych nie tyle najlepszą, co najdroższą, ale rozumiem, że za modne miejsce z założenia płaci się więcej. Towarzyszący mi kolega dla odmiany zamawia ciciabirrę – ostre w smaku, imbirowe niby-piwo, które można kupić wyłącznie w mieście Korfu.

Rozsiadamy się w wygodnych fotelach, rozglądamy po eleganckich podcieniach. Dzisiaj może spacerować tędy każdy kto chce, ale w czasach Republiki Weneckiej było to miejsce przeznaczone wyłącznie dla arystokracji wpisanej na listę uprawnionych (stąd nazwa: „Liston”, od „listy”). Wenecjanie którzy w latach 1207-1214, a potem od 1386 do 1797 roku władali wyspą, dbali jednak nie tylko o względy obyczajowe, ale też i obronne. To oni wznieśli w Korfu dwie potężne twierdze. Jedną z nich nazywa się Starą, drugą – Nową, chociaż tak naprawdę obydwie powstały w XVI wieku, w odstępstwie zaledwie 30 lat. Pierwszą z wymienionych – można zwiedzać (z jej szczytu mamy dobry punkt widokowy na miasto), druga, wciąż wykorzystywana jako obiekt wojskowy, jest dla turystów niedostępna. Jedynie okalająca ją fosa to obecnie teren codziennego targu.

 

Pod opieką Spirydiona

 

Czas ruszyć „w miasto”. Łatwo się pogubić w labiryncie wąskich uliczek – są wśród nich i takie, których szerokość wynosi zaledwie 80 cm! Nad głowami powiewa rozwieszone na sznurkach pranie, co chwila trafia się na małe placyki. Najwięcej turystów kręci się w pobliżu kościoła św. Spirydiona. Łatwo odnaleźć tę XVI-wieczną świątynię, bo nakryta czerwonym hełmem dzwonnica jest najwyższą wieżą na całej wyspie. Zmumifikowany patron Korfu pochowany jest w srebrnym sarkofagu, do którego co chwila podchodzą pogrążeni w modlitwie Grecy, całujący masywne wieko.

sorfu -siweczka dla spyrydiona.jpg Za życia Spirydion nie miał z Korfu nic wspólnego. Ten żyjący w IV wieku pasterz z Cypru, po śmierci żony oddał się całkowicie wierze, został biskupem Tremithus (miasto na Cyprze) i zasłynął cudami. Kiedy po stu latach od śmierci znaleziono jego zwłoki w stanie nienaruszonym, zabrano je do Konstantynopola, ale w 1453 roku, w obliczu najazdu Turków, wywieziono je stamtąd z myślą złożenia w bezpiecznym miejscu. Na Korfu trafiły przez przypadek (zresztą wraz z nimi także ciało bizantyjskiej cesarzowej - św. Teodory, spoczywające w korfiańskiej katedrze Mitropoli).

Wyspiarze świętemu przypisują całą listę różnych zasług, m.in. dwukrotne odwrócenie zarazy oraz obronę przed podbiciem ze strony Turków. Ponoć kiedy 11 sierpnia 1716 roku po długim oblężeniu osmańska armia weszła do miasta, rozpętała się taka burza, że Turcy zaczęli topić się w spływających ulicami potokach. Ci, którzy przetrwali, uciekli w popłochu twierdząc, że Korfu to wyspa przeklęta, natomiast mieszkańcy długo opowiadali o postaci Świętego, który się im ukazał i z którego palców wychodziły pioruny. Nic dziwnego że każdy 11 sierpnia obchodzi się na Korfu jako wielkie święto, w czasie którego po mieście chodzi procesja obnosząca ciało patrona. A swoją drogą Spirydion to najpopularniejsze na wyspie imię – tradycją stało się, że w każdej rodzinie nosi je jeden z synów.

 

Spacerkiem do Kanoni
 

Starówka Korfu nie jest duża, ale żeby zobaczyć także inne urokliwe zakątki stolicy wyspy, trzeba się trochę nachodzić. W końcu to 40 tysięczne miasto.

korfu-miasto.jpg Na czas popołudniowej sjesty idę na zalany zielenią półwysep Kanoni (nazwa od ustawionych na nim niegdyś armat). Prowadzi mnie tam „ulica by-passów”. To oczywiście jej potoczna nazwa - starsi Grecy mało się ruszają, tak więc lekarze, w walce z chorobami serca, zalecają im obowiązkowe spacery długim nabrzeżem. Dla zmęczonych upałem turystów alternatywą jest np. dorożka.

W końcu jestem przy bramie rozległego parku otaczającego niewielki pałacyk. To Mon Repos – rezydencja zbudowana w 1824 roku przez brytyjskiego komisarza jako prezent dla żony. Po przejściu wyspy w ręce Greków wykorzystywano ją jako posiadłość królewską (Grecja przestała być monarchią dopiero w 1973 roku). Dopiero od niedawna można ją zwiedzać, o czym większość książkowych przewodników jeszcze nie informuje. W pobliżu willi znajdują się całkiem dobrze, jak na Korfu, zachowane ruiny – to pozostałość kościółka Agia Kerkyra z V wieku.

W pobliżu są też dwie piękne, choć malutkie wysepki, często pokazywane w folderach i na pocztówkach. Jedna z nich to Wlacherne – można do niej dość korfu-miasto -wysepka.jpg25-metrową groblą. Atrakcja wysepki to tak naprawdę tylko urokliwa, śnieżnobiała cerkiewka. I jeszcze – samoloty przelatujące praktycznie nad naszymi głowami, jako że tuż zaraz zaczyna się wybudowany na sztucznej grobli pas startowy lotniska.

Na drugą z wysepek, Pontikonisi, można dostać się tylko łódką (od brzegów Kanoni dzieli ją 750 m). W tłumaczeniu nazwa oznacza „Mysią Wyspę” – od kształtu jaki przypomina z lotu ptaka (właściwie – przypominała, bowiem „ogon” w wyniku erozji przestał już istnieć), albo według innej wersji – dlatego, że faktycznie było kiedyś na niej mnóstwo myszy, które jednak uciekły. Jest też legenda mówiąca, że skalista wysepka to okręt Odyseusza, zamieniony przez rozwścieczonego Posejdona w skałę, w odwecie za oślepienie syna boga mórz.

 

Bardziej greckie

 

Wracamy do centrum miasta późnym popołudniem, po zakończeniu pory sjesty. Tym razem kręcimy się po mającej zdecydowanie włoski charakter dzielnicy zwanej Campanielo. Tu i ówdzie trafiamy na ślepy zaułek, w którym wygrzewają się leniwie koty, czasem miniemy starą kobietę w tradycyjnej chustce na głowie. Największe wrażenie robi na nas Korfu wieczorem, oświetlone i wciąż ruchliwe. Turystów jest wówczas jakby mniej – większość z nich na kolacje wraca do swoich hoteli korfu-miasto - rotunda.jpgpołożonych poza miastem, ewentualnie szykuje się do nocnych imprez w dyskotekach, które także zlokalizowane są poza centrum Korfu. Ulice zapełniają się rodowitymi mieszkańcami, miasto nabiera bardziej greckiego klimatu. Jakby nie było, wieczór to najlepsza pora do spacerów i biesiad z przyjaciółmi.

Siadamy na ławce zajadając pysznego gyrosa, obserwujemy grających w karty mężczyzn. Wcale nie chce nam się wracać do hotelu. A swoją drogą jest na obrzeżach miasta Korfu źródło Kardaki, gdzie z paszczy lwa (typowy wenecki symbol św. Marka) wypływa woda, której napicie się grozi ponoć tym, że w ogóle nie będziemy chcieli opuścić wyspy.

 



Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!