Image
Image
Image
Image

Lekkość, wygoda, uniwersalność

Lekkość, wygoda, uniwersalność

Nie ma butów uniwersalnych, takich na każde warunki. W tych na lodowiec bym się nie wybrała, ale na szlakach rumuńskich Karpatów, sprawdziły się bardzo dobrze.

Testowany produkt: Buty trekkingowe
Firma: Keen (www.keen.pl)
Model: Targhee III WP (model kobiecy, ale jest też analogiczny męski)
Miejsce i czas testu: góry Rumunii (Góry Fogaraskie, Rodniańskie i Retezat), trzy tygodnie sierpnia 2020 r.
Cena butów ze strony dystrybutora (keen.mmsport.pl): 529,95 zł

 

Do niedawna byłam dość ortodoksyjna w swoim podejściu do butów górskich - mają być za kostkę i już. Zmieniło mi się po kursie taternickim - wszyscy biegali pod tatrzańskie ściany w leciutkich, wąskich podejściówkach, a tylko ja w ciężkawych, solidnych, no i wysokich (mających wysoką cholewkę) "trekerach". Co prawda nadal uważam że buty dla wspinaczy i dla chodzących po górach turystów ze względu na wymagania im stawiane różnić się powinny, trochę jednak swoje poglądy zmodyfikowałam, wychodząc z założenia że nie w każdych górach i nie w każdych warunkach trzeba katować stopę masywnymi butami właśnie za kostkę.

W Fogaraszach, najwyższych rumuńskich górach.Próbą przejścia na buty niższe (w sensie: poniżej kostki) było "covidowe" lato roku 2020, kiedy okazało się, że czeka mnie wyjazd w bardzo zróżnicowane w charakterze góry, gdzie wszystko trzeba sobie nosić w plecaku, a więc bagaż ma być względnie mały i lekki (czytaj: odpada zabranie kilku par butów, na ewentualne podmiany). Buty musiały być uniwersalne - zarówno na góry, jak i zwiedzane miasta, przy czym od razu wiadomo było, że będzie bardzo gorąco (w podtekście - stopa będzie się mocno pocić) i że będzie dużo chodzenia (czyli że but powinien być lekki i wygodny). Skoro tak, to zaryzykowałam - mając sentyment do firmy Keen, postawiłam na jeden z ich sztandarowych modeli, czyli damską wersję Targhee III.

Dlaczego akurat ten model? Nie powiem że od razu intuicja mi podpowiadała że się sprawdzi :). Raczej dlatego że buty sprawiały wrażenie solidnych (musiały rokować że przez trzy tygodnie bardzo intensywnego użytkowania nie nawalą), wyglądem były okej (ach ten kobiecy punkt widzenia), no i były wygodne. To ostatnie w moim wypadku jest szczególnie istotne, bo przyznaję, nie łatwo mi dopasować obuwie. Problem w tym że mam dość szeroką stopę, z początkami halluksów, co zapewne jest wynikiem płaskostopia i genów (cóż, moja mama też tak miała). Z tego powodu większość klasycznych podejściówek  (mam na myśli te lubiane przez wspinaczy buty z wąskimi czubami pozwalającymi na prostsze wspinanie) w moim wypadku odpada - co z tego jak stopa w nich zgrabnie wygląda, jeśli jest mi w nich po prostu niewygodnie. Buty z oferty Keena są szersze w palcach, co w moim wypadku jest wręcz zbawienne.

Nie kryję, przeszły te testowane buty ze mną sporo. Zaczęło się od Bieszczadów, w których warunki były jeszcze lajtowe, a gdzie zabrałam je w celach rozchodzenia. Główny test przypadał na Rumunię i tamtejsze góry, po części przypominające połoniny (czyli w dużej mierze trawiaste), po części lesiste (w podtekście - we znaki dawały się wystające korzenie), ale w dużej mierze też kamieniste. Również pogoda była urozmaicona - przeważało co prawda słońce, jednak deszcze i związane z nimi błoto, też się zdarzały.

Tak w Rumunii oznacza się szlaki.Krótko mówiąc chodziłam dużo (3 tygodnie niemal od rana do nocy), po różnym terenie, a buty dzielnie to zniosły. Nie było to wcale takie oczywiste, bo trochę wcześniej w Tatrach wędrowałam raptem 10 dni w butach innej, bardzo znanej i renomowanej firmy (przez grzeczność pominę nazwę) i niestety puściły szwy, odsłaniając sporą dziurę. Tu żadnych uszczerbków w konstrukcji nie było. Wnioski? Pod względem wytrzymałości daję 5 punktów na 5 możliwych.

A jak z wygodą chodzenia? Tu ocena spada do 4 punktów na 5, bo choć Targhee III są szalenie wygodne, miękkość ich podeszwy (co w wielu sytuacjach jest plusem), sprawia że idąc po kamienistym podłożu, czasem owe kamienie czujemy. Z drugiej strony muszę jednak przyznać maksymalną punktację (5/5) za przyczepność podeszwy. To nic że nie jest to oryginalny vibram - Keen ma własny patent na podeszwowy materiał, który zgodnie ze swoją angielską nazwą (Keen.All-terrain), sprawdza się rzeczywiście w każdym terenie. Warto przy tym powiedzieć,  że to że się nie ślizgamy to zasługa zarówno dobrej gumy, jak i specjalnych 4-milimetrowych bieżników, działających niczym hamulec tam gdzie sama guma nie dałaby już rady.

Atutów Targhee III mają sporo. Jak przystało na dobry, "techniczny" model, jest on wykonany z membrany, w tym przypadku o nazwie Keen.Dry, dzięki czemu but jest w dużej mierze wodoszczelny (kałuże nam nie straszne), a równocześnie pozwala na odprowadzanie wilgoci z wewnątrz (m.in. potu).

Chwila odpoczynku, także dla stóp, i butów :)Co jeszcze istotne? Choćby zalany gumą czub buta, co jest sztandarową cechą większości butów firmy Keen, a co doskonale chroni palce (dla mnie bardzo ważne, bo mam styl chodzenia sprzyjający potykaniu się). Albo system sznurowania buta - łatwy, wygodny, a zarazem świetnie dopasowujący but do stopy. Kolejny, pozornie mało widoczny, ale ważny szczegół, to wkładka ze specjalnej pianki, której wyprofilowanie jeszcze bardziej zwiększa wygodę chodzenia a zarazem odpowiednio trzyma stopę, równocześnie poprawiając jej amortyzację. No i na koniec - specjalna powłoka "Eco Odor Control" która ma blokować rozwój mikrobów odpowiedzialnych za nieprzyjemne zapachy jakie wytwarza pocąca się stopa.

Ale to co dla mnie najważniejsze to i tak to, że mimo naprawdę intensywnego użytkowania, z tego co widzę to buty te jeszcze mi posłużą. I nie dlatego że nie mam innych - mam, ale te szczególnie polubiłam. 

 

SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!