Image
Image
Image
Image

Lataj tanio

Lataj tanio

TANIE LINIE

Nie licz, że za przelot samolotem zapłacisz złotówkę - to chwyt reklamowy. Prawdą jednak jest, że przy odrobinie szczęścia i podróżniczej wiedzy za przelot zapłacisz mniej niż za przejazd pociągiem lub autobusem.


Odkąd weszliśmy do Unii, tłoczno zrobiło się pod polskim niebem. Nasz rynek lotniczy rozwija się najszybciej w Europie, zaś w skali świata wyprzedzają nas tylko Chiny (dane z 2006 r.). To że Polacy latają, jest poniekąd zasługą atrakcyjnych cen.

Sztuka wyszukania


tanie linie-wizz.jpg Specjaliści od lotnictwa oburzają się słysząc określenie "tanie linie". Fakt, w dużej mierze to chwyt marketingowy. Owszem, można nimi polecieć tanio, ale nie jest to regułą, bo część biletów wcale tania nie jest (rozrzut na tej samej trasie może być przy podróży w obie strony od 100 zł do 1000 zł). Tak naprawdę powinno się używać nazwy "przewoźnicy niskokosztowi" (oryginalna angielska nazwa to "low coast"),  co w praktyce oznacza nastawienie na maksymalne cięcia wszelkich kosztów związanych z obsługą klienta, dzięki czemu można "zejść" z ceny.

Czasem można trafić na prawdziwe okazje. Wiem, bo właśnie za 99 zł (w dwie strony!) stałam się szczęśliwą posiadaczką biletu do Dublina, latem byłam na Krecie za 160 zł (obie podróże z Centralwings), a weekend w Amsterdamie kosztował mnie, jeśli chodzi o przeloty, 180 zł (Sky Europe). Z kolei jeden z moich kolegów wrócił właśnie ze Sztokholmu - mając bilet Wizzair`a zapłacił  110 zł (mniej niż za prom w jedną tylko stronę). Wszystkie ceny, o których mowa, dotyczą przelotów w obie strony, ze wszystkimi opłatami.

tanie linie-air lingus.jpg Wyjątkowo atrakcyjne propozycje związane są z promocjami, które warto śledzić, wchodząc na strony przewoźników oraz na portale specjalizujące się w przelotach. Jednak w promocji liczba miejsc jest ograniczona, może więc okazać się, że kiedy chcemy kupić dany bilet, usłyszymy, że już się skończyły. Poza promocją im dalej od daty wylotu, tym większa szansa na tańsze połączenie, bliżej wylotu ceny raptownie rosną. W ostatniej chwili przed wylotem na pewno tanimi nie są!

Przy szukaniu biletu warto sprawdzać nie tylko wybraną przez nas datę, ale jeśli możemy trochę przesunąć termin lotu, także i inne dni. Bywa, że dzień różnicy da nam naprawdę sporą oszczędność. Koniecznie też trzeba się upewnić, czy cena biletu jest za podróż w jedną, czy już w dwie strony. W przypadku linii niskokosztowych najczęściej podaje się tylko cenę "tam". Bywa, że rzeczywiście jest ona dobra, ale za powrót tą samą linią trzeba będzie słono zapłacić. W takiej sytuacji możemy kupić bilet w jedną stronę, a wracać innym przewoźnikiem. Warto też sprawdzić czy może w kraju do którego lecimy wybrana przez nas linia nie ma analogicznej promocji na loty do Polski. Przykładowo: lecąc z Polski do Rzymu korzystamy z promocji "bilet za złotówkę", a na powrót kupujemy oferowany we Włoszech "bilet za 1 euro". Fakt, że nie mieszkamy za granicą, w przypadku kupowania biletów przez internet nie ma znaczenia.

Najpierw sprawdź, potem kup


Zanim skusisz się na bilet lotniczy reklamowany za przysłowiową złotówkę, pomyśl realnie. Samoloty kosztują, paliwo też, do tego dochodzi utrzymanie personelu, biur i wiele innych kosztów. Nie ma szans żebyś rzeczywiście leciał "za złotówkę". Owszem, sam bilet może kosztować złotówkę, ale do tego dochodzą różnego typu opłaty - np. za serwis pasażerski, podatek bezpieczeństwa, opłata pasażerska przekazywana dla lotniska czy opłata paliwowa. W rezultacie do zapłacenia mamy cenę biletu plus wszystkie wymagane opłaty. Przy promocjach linie zwykle rezygnują z któregoś z elementów składowych ceny biletu, czyli albo obniżają "gołą" cenę albo pomijają którąś z dodatkowych opłat.

Na pewno w pogoni za tanimi biletami nie warto przekreślać ofert tradycyjnych linii typu LOT, British Airways, Lufthansa, SWISS, etc., tym bardziej że w walce z konkurencją, one też muszą obniżać ceny. Poza tym trzeba pamiętać co w zamian mamy, czyli jak wygląda obsługa w low-coastach, a jak w tradycyjnych liniach. Linie "tradycyjne" mają jeszcze jeden plus: programy lojalnościowe dzięki którym można zbierać powietrzne "mile" zamieniane potem na darmowe bilety (w liniach niskokosztowych mają takie programy tylko Air Berlin i Germanwings).

Nie wymagaj zbyt wiele


Płacąc mniej, nie oczekujmy zbyt wiele. Przewoźnicy niskokosztowi oszczędzają na czym się da. Standardem jest to, że nie dają swoim pasażerom gazet, a coś do zjedzenia lub picia dostaniemy, o ile za to dodatkowo zapłacimy. Sposobem na redukcję kosztów jest też korzystanie z tańszych lotnisk. Stąd też kupując bilet na przelot linią niskokosztową do Londynu, nie wylądujemy na słynnym lotnisku Heathrow, a na lotniskach oddalonych od centrum. To samo dotyczy większości innych miast. W praktyce oznacza to dodatkowe koszty jeśli chodzi o dotarcie do miasta i komplikacje w przypadku przesiadek na dalsze loty, startujące z innych lotnisk. Nie zdziwmy się też jeśli nasz samolot będzie odstawiony gdzieś w szary kąt lotniska, a zamiast rękawa czy autobusu trzeba będzie iść na piechotę po płycie lotniska. Zresztą nawet w Warszawie dla linii niskokosztowych na lotnisku Okęcie wyznaczono specjalny, stojący na uboczu terminal Etiuda - co tu dużo kryć, dużo gorszy niż terminal główny (jedyna linia niskokosztowa jaka ma prawo do korzystania z terminala głównego to powiązany z LOT-em Centralwings).

W samolotach linii niskokosztowych nie ma też podziału na klasy - klasa biznes nie istnieje. Na ogół nie ma też numerowanych miejsc - kto pierwszy wpadnie do samolotu, ten ma większy wybór (znowu wyjątkiem jest tu Centralwnigs przydzielający miejsca w czasie odprawy).

Na szczęście oszczędności nie dotyczą spraw bezpieczeństwa, bo kryteria dopuszczenia samolotów do użytku są w Europie jednak wysokie, a tanie linie też podlegają kontrolom. Poza tym logicznie rzecz biorąc, każdy z przewoźników wie, że ewentualna awaria to spadek zaufania klientów i załamanie sprzedaży, na co firmy nie mogą sobie pozwolić. Z tego powodu większość niskokosztowych przewoźników mimo cięcia kosztów ma zupełnie dobre lub wręcz nowe samoloty.

Dużym minusem jest natomiast ograniczona odpowiedzialność przewoźnika niskokokosztowego w przypadku spóźnień lub odwołanych lotów, nawet przy przesiadkach na kolejny lot tej samej linii.  Przypuśćmy, że lecimy z Warszawy do Malagi z przesiadką w Londynie (bezpośredniego połączenia nie ma) - linia traktuje to jak dwa niezależne połączenia. Po przylocie do Londynu musimy odebrać nasz bagaż, przejść odprawę graniczną, potem znowu nadać bagaż, wziąć nową kartę pokładową... Jeśli nasz samolot do Londynu spóźni się i nie złapiemy następnego połączenia, albo lot z Londynu zostanie odwołany - mamy problem, a przewoźnik niskokosztowy prawdopodobnie nam nie pomoże. Co innego gdybyśmy lecieli "tradycyjną" linią, która musi się nami zaopiekować: zorganizować nam alternatywne połączenie, a jeśli trzeba - zapewnić nocleg i wyżywienie.

Nie tylko Europa


Wybór połączeń oferowanych z Polsk przez przewoźników niskokosztowych jest już całkiem spory. Jak na razie wciąż najwięcej samolotów startuje z Okęcia, ale np. WizzAir swoją główną bazę zrobił w Katowicach, a i z innych lotnisk regionalnych można polecieć w szeroki świat. Zawsze też można wybrać się do Berlina, Frankfurtu, czy choćby Pragi, gdzie mamy do wyboru kolejne połączenia, u nas jeszcze nie oferowane.

Przewoźnicy niskokosztowi jak na razie oferują z Polski bezpośrednie połączenia tylko do portów europejskich. Nie znaczy to, że nie ma tego typu lotów międzykontynentalnych - przykładowo Aerlingus lata z Irlandii do Nowego Jorku i Chicago, Condor z Niemiec do Kanady i Kenii, easyJet ze Szwecji do Tajlandii, a Ryanair z Wysp Brytyjskich do marokańskiego Marakeszu. Poza tym w innych rejonach naszego globu też są linie niskokosztowe - np. Click w Meksyku czy Air Deccan w Indiach.


Bilet bez wychodzenia z domu


Pozostaje jeszcze pytanie, jak wykupić przelot? W ramach oszczędności przewoźnicy niskokosztowi nie prowadzą typowych biur, do których można przyjść po informacje czy bilet. O rozkładzie lotów czy cenach można dowiedzieć się z internetu lub telefonicznie, przez tzw. Call Center (może być to usługa płatna!). Zanim dokonamy transakcji przeaanalizujmy wszystko dokładnie, bo oddać biletu przewoźnika niskokosztowego nie można, natomiast zmiana daty podrózy, czy nazwiska to koszt niekiedy dużo wyższy niż cena biletu!

Załóżmy że sprawdziliśmy już ceny różnych przewoźników i zdecydowaliśmy się na którąś z "tanich linii". Jeśli mamy dostęp do internetu, kupno biletu załatwimy błyskawicznie - wystarczy kilka kliknięć myszką, wpisanie swoich danych, potem wstukanie danych z naszej karty kredytowej (niektórymi kartami debetowymi, np. mBanku czy Inteligo też moża płacić) i sprawa załatwiona. Jeśli nie mamy karty, internetowo robimy tylko rezerwację, po czym mamy wyznaczony limit czasu do kiedy musimy dokonać przelewu pieniędzy. Jest jeszcze inna możliwość - możemy iść do biura podróży, które załatwi to wszystko za nas (pracownik wklepie w komputer to samo o czym mowa wyżej), tyle że zapłatę ureguluje z karty biurowej, a od nas weźmie gotówkę powiększoną o prowizję (przeciętnie - 50 zł, ale bywa że i 100 zł). Najtaniej jest więc zrobić wszystko samemu, tym bardziej że jest to proste, bowiem cały czas, przy każdym kliknięciu myszą, otrzymujemy instrukcje, co należy wpisać.

A co z biletem? Tak naprawdę go... nie ma. To znaczy jest, ale wirtualny (nazywa się go fachowo "elektronicznym"). W momencie rezerwacji dostajemy jedynie numer, który musimy znać (wpiszmy go sobie do kalendarza, choć najlepiej zrobić  wydruk z komputera). Zgłaszając się do odprawy na lotnisku, podajemy owy numer i okazujemy stosowny dokument (paszport, ewentualnie dowód osobisty). Największą zaletą takiego "biletu" jest to, że skoro go fizycznie nie ma, nie można go zgubić, bo wszystko i tak jest wpisane w system rezerwacyjny.

Wszystko jest tak naprawdę dużo prostsze niż się początkowo wydaje. A kiedy uda nam się kupić bilet np. do Rzymu taniej niż bilet na pociąg do Krakowa, zobaczymy, że tego typu latnie wciąga. Wyszukiwanie tanich połączeń to furtka do podróży nawet w bardzo daleki świat.

Tanie linie w Polsce (2008 r.):

-    węgierski WizzAir - http://www.wizzair.com - dominuje nie tylko na polskim, ale i europejskim rynku "low-coastów"
-    irlandzki Ryanair - http://www.ryanair.com
-    brytyjski EasyJet - htp://www.easyjet.com
-    irlandzki Aerlingus - http://www.aerlingus.com
-    norweski Norwegian - http://www.norwegian.no
-    niemiecki Germanwings - http://www.germanwings.com
-    polski Centralwings - http://www.centralwings.com

Niektórzy z działających w Europie przewoźników, w Polsce nieobecni:

-     Sky Europe - słowacka linia, która do niedawna nawet działała w Polsce
-     Air Berlin - przez krótki czas obecna w Polsce
-     Air Niki - austriacka linia należąca do trzykrotnego mistrza świata w Formule 1, Niki Laudy; przez pewien czas utrzymywała połączenia Warszawa-Wiedeń
-     Maersk Air - również przez pewien czas próbowała latać z naszych lotnisk
-    BMI Baby
-    Snowflake
-    Smart Wings
-    Germania Express
-    MyTravelLite
-    Virgin Express
-    Condor
-    InterSky
-    Jet2
-    Iceland Express
-    Helvetic
-    Flynordic


SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!