Vademecum podróżnika
Strzeż się piorunów
To, że w czasie burzy chodzić po górach się nie powinno, to "oczywista oczywistość". Zwłaszcza, że w komunikatach meteo często się przed burzami ostrzega, dzięki czemu można spróbować wycieczkę do prognoz dopasować. Z drugiej strony wszystkiego przewidzieć się nie da - prawdopodobnie nie raz zostaniemy przez burze zaskoczeni. (fot.: Tomasz Nodzyński)
Informacji jak się w czasie burzy zachować, można znaleźć sporo - zwłaszcza latem, gdy mamy w Polsce burzowy "sezon". Tylko że nie wszystko jest jednoznaczne i jasne, wciąż na temat piorunów krąży wiele mitów, a wersje jak postępować, zmieniają się w zależności od źródła. Z racji tego, że sama nie raz nie byłam wcale pewna, co robić, postanowiłam zapytać o nurtujące mnie kwestie górskiego, a zarazem meteorologicznego speca, Tomasza Nodzyńskiego. W ramach swojej pracy zawodowej w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Tomek prowadzi w Tatrach obserwacje pogodowe. Równocześnie jest przewodnikiem (tatrzańskim oraz międzynarodowym przewodnikiem górskim UIMLA), prowadzi szkolenia (m.in. lawinowe) i jest członkiem przewodnickiej komisji egzaminacyjnej.
- Jak wygląda burza widziana okiem meteorologa siedzącego w obserwatorium, w twoim wypadku na Hali Gąsienicowej?
Na pewno efektowniejsze burze obserwują moi koledzy pracujący na Kasprowym Wierchu, ale i na Gąsienicowej potrafią robić wrażenie. Jednak burza w budynku, nawet w górach, nie równa się tej w terenie… I choć na szczęście nie każda burza robi nam krzywdę, to każda jest mocnym i nieprzyjemnym przeżyciem, którego lepiej unikać.
- Utkwiła ci w pamięci jakaś szczególna?
Był rok 2004, burza złapała nas pod zachodnią ścianą Gerlacha. Nie było gdzie się ukryć, staliśmy więc w ulewnym deszczu patrząc na pioruny walące w okoliczne szczyty. Droga, którą mieliśmy się wspinać błyskawicznie zamieniła się w wezbraną rzekę, w której prawdopodobnie byśmy się utopili. Burza trwała kilkanaście minut, ale zdążyła zerwać drogę ze Śląskiego Domu do Tatrzańskiej Polanki… Druga burza, o której cały czas pamiętam, choć nie byłem jej bezpośrednim świadkiem, zdarzyła się kilka lat temu w Małej Fatrze - od uderzenia piorunem pod Rozsutcem zginęła wtedy moja koleżanka…
- Jakiej burzy należy się bać? Bo przecież zawsze mamy nadzieję, że przejdzie bokiem.
Może nie tyle „bać” co nie lekceważyć, zwłaszcza w górach. Odpowiedź brzmi: wszystkich! Jak daleko jesteśmy od burzy, można obliczyć na podstawie różnicy czasu miedzy błyskiem a grzmotem – trzy sekundy to mniej więcej dystans jednego kilometra. Tyle że bywa, że pioruny uderzają w odległości kilku, a nawet kilkunastu kilometrów od miejsca opadów. Statystyki mówią, że w USA od uderzenia piorunem życie traci rocznie kilkadziesiąt osób, w Polsce jest to kilka, kilkanaście w roku. Według szacunków ryzyko trafienia piorunem jest trzy razy większe niż wygrania szóstki w totolotka - niby niewiele ale w totka prawie co tydzień ktoś wygrywa.
- Czy burze to zjawisko typowe dla lata, czy mogą nas zaskoczyć także w innych miesiącach?
Tak zwane burze termiczne (orograficzne) występują głównie w lecie, bo ich główną przyczyną jest nagrzewanie powietrza. Natomiast burze frontowe, związane z nadciąganiem frontu (głównie chłodnego) zdarzają się także w zimie, choć w Tatrach to rzadkość. Np. na Hali Gąsienicowej najwięcej dni burzowych (średnio 7, maksymalnie nawet powyżej 20) występuje w czerwcu i lipcu, a najmniej (średnio mniej niż 1) w styczniu i lutym.
- Wiadomo, że ciemne, ciężkie chmury zwane cumulonimbusami, no i oczywiście grzmoty czy błyskawice to ewidentny sygnał nadchodzącej burzy. Na jakie inne zjawiska powinniśmy zwrócić uwagę?
Zapowiedzią zbliżającej się burzy jest m.in. gwałtowny spadek ciśnienia (o 1-2 hPa na godzinę) czy pojawienie się kłębiastych chmur, szybko wypiętrzających się do góry, a nie na boki. Charakterystyczne jest też duszne, ciężkie powietrze, silna operacja słoneczna, a przed samą burzą porywisty, często już chłodny wiatr. Zjawiskiem bezpośrednio poprzedzającym wyładowanie jest elektryzowanie się włosów i ubrań (włącznie z iskrami), w skrajnym przypadku ogniki (ognie św Elma) pojawiające się na metalowych ostrych przedmiotach, takich jak czekany itp. Ale przede wszystkim przed wyjściem w góry zapoznajmy się z prognozą pogody – prawie zawsze potencjalne zagrożenie burzami na danym obszarze jest przez synoptyków zapowiadane
- O jakiej porze dnia statystycznie jest najwięcej burz?
Burze termiczne (letnie) występują zwykle w godzinach południowych i popołudniowych, burze frontowe o dowolnej porze.
- Pamiętam, że w czasie mojego ataku szczytowego na Everest, całkiem niedaleko, nocne niebo przecinały błyskawice. Czy na ośmiotysięcznikach też możemy być porażeni piorunem?
Chmury burzowe - cumulonimbusy mogą sięgać do wysokości 10-15 tys. metrów, czyli teoretycznie jesteśmy zagrożeni na każdej górze. W praktyce burze często omijają bardzo wysokie wierzchołki, zostają pod nimi.
- Teoretycznie wiadomo: gdy idzie burza trzeba unikać szczytów, grani, otwartych przestrzeni, pojedynczych skał lub drzew, metalowych ułatwień na szlakach, czyli łańcuchów i drabinek... To w takim razie gdzie jest bezpiecznie, bo wynika że pioruny mogą nas dopaść wszędzie...
Bo taka jest prawda - zagrożenie faktycznie jest w wielu miejscach. Ale mimo wszystko są pewne reguły - choćby to, że z terenów wysoko położonych (wierzchołków, grani) schodzimy jak najniżej, a bywa że życie może nam uratować choćby i kilkanaście metrów w dół. Choć gwarancji bezpieczeństwa i tak nie ma nigdzie - była kiedyś sytuacja, że turyści zeszli z Giewontu, byli już dużo niżej, a jednak poszło wyładowanie i jednego z nich zabiło.
- Od małego uczy się nas, żeby nie stawać w burzy pod drzewami. Tyle, że jak wejdziemy w las, to tam same drzewa...
Chodzi o to, by unikać najwyższych, zwłaszcza samotnych drzew, bo one faktycznie mogą ściągać pioruny. Za to wśród reszty innych (niższych) prawdopodobieństwo, że strzeli w nie piorun, jest zdecydowanie mniejsze. Na wszelki wypadek nie opierajmy się o drzewa, najlepiej stać od nich w pewnej odległości.
- W wydanych przez TOPR zaleceniach jest i takie, aby w czasie burzy w górach kucnąć i złączyć nogi. Załóżmy, że przychodzi potężna burza, mamy do schroniska powiedzmy pół kilometra. Co radzisz - lepiej szybko do niego biec, czy zostać i kucając - moknąć?
Idąc szybko, czy też biegnąc, robimy duże kroki, a tym samym zwiększamy napięcie krokowe i związane z tym ryzyko przejścia przez nas ładunku. Moja rada jest taka, że jeżeli mamy przed sobą otwarty teren, to choć psychicznie jest to ciężkie - lepiej zostać.
- W wytycznych TOPRu mówi się też, żeby w burzę nie kłaść się na ziemi. Tymczasem większość z nas zakłada, że na otwartej przestrzeni tym mniejsze ryzyko, im mniej nas wystaje, czyli na logikę rozłożenie się na płask wydaje się optymalnym rozwiązaniem.
- Warto zaznaczyć, że tylko część wypadków porażenia powstaje w wyniku bezpośredniego uderzenia pioruna. Znaczna część to efekt przepływu przez nasze ciało wyładowania powstałego w wyniku uderzenia pioruna kilka-kilkanaście metrów dalej. Z tego względu położenie się jest kiepskim pomysłem, bo zwiększamy wartość wspomnianego już napięcia krokowego. Mówiąc bardziej po ludzku: chodzi o to, że im większa jest odległość między dwoma punktami naszego ciała dotykającymi ziemi, tym większa staje się różnica potencjałów. W rezultacie jeśli nawet i kilkanaście metrów od nas uderzy piorun, nasze ciało ma szansę stać się „przewodem” - prąd powierzchniowy będzie płynął przez nas, a nie przez podłoże. Pozycją zalecaną w czasie burzy, jest kucanie ze stopami blisko siebie, jak najmniej dotykającymi podłoża albo siedzenie na karimacie lub plecaku, tak aby choć trochę odizolować się od podłoża.
- A jeśli mamy ze sobą raki, czekan, kijki trekkingowe, kartusz z gazem... Czy taki sprzęt nie zwiększa naszego ryzyka?
Metalowe przedmioty nie są w stanie ściągnąć piorunów, ale w razie porażenia tzw. prądem powierzchniowym (idącym od miejsca uderzenia pioruna po ziemi/skale) mogą znacznie powiększyć obrażenia. Konkretnie - działają jak grzałka, powodując oparzenia. Dlatego jeśli mamy możliwość, lepiej je na czas burzy położyć tak, by nie mieć z nimi styczności. Z tego samego powodu zalecając siedzenie na plecaku powinienem dodać, że jeśli ma on stelaż zewnętrzny, lepiej tego stelaża nie dotykać. Natomiast stelaż wewnętrzny plecaka można raczej uznać za niegroźny.
- Ponieważ mamy coraz więcej miłośników rowerów górskich, to wyjaśnijmy, jak z takim pojazdem? Czy w czasie burzy lepiej na nim jechać (bo przez opony daje nam uziemnienie) czy lepiej z niego zejść, bo jest przecież metalowy?
Lepiej zejść, bo znowu - rower sam z siebie piorunów nie ściąga, ale siedząc na nim jesteśmy wyżej, czyli łatwiej możemy stać się celem wyładowania, Dodatkowo mając kontakt z metalem, narażamy się na oparzenia w razie przejścia prądu powierzchniowego - opony mogą nie zapewnić wystarczającej izolacji.
- A jak postępować, gdy jesteśmy z ekipą? TOPR radzi, aby nie trzymać się za ręce, tylko rozproszyć się i pozostać w pewnej odległości od siebie, aby w przypadku ewentualnego porażenia ucierpiało jak najmniej osób. Jaka ma być odległość między ludźmi?
Rozproszenie się jest wskazanym pomysłem, przy czym zalecane odległości między poszczególnymi osobami to minimum kilkanaście metrów. Jeśli idziemy powiązani liną, musimy pamiętać, że mokra lina może przewodzić wyładowanie, czyli lepiej się rozwiązać - oczywiście jeżeli teren na to pozwala.
- To teraz załóżmy, że jesteśmy na biwaku. Namiot jest bezpieczny? Zakładam, że nie jest rozbity na szczycie góry, ani pod jedynym w okolicy drzewem.
W starych namiotach, typu "chatka", z pionowymi, metalowymi masztami, zdarzało się, że wyładowanie szło po masztach, a to szalenie groźne. Nowoczesne namioty, tzw. kopułki, są stosunkowo bezpieczne, bo ich stelaże zrobione są głównie z tworzyw sztucznych, no i mają formę zaokrąglonych pałąków. Nie oznacza to jednak, że gwarantują nam stuprocentowe bezpieczeństwo, bo nie tworzą tak zwanej klatki Faradaya, ale z drugiej strony nie są też elementem zwiększającym nasze ryzyko.
- Naturalnym odruchem w czasie burzy, będzie wskoczenie pod jakiś skalny nawis czy do małej jaskini...
Jeśli to mały załom, bezpieczeństwa nam nie zapewni - powinniśmy szukać wnęki, w której będzie nas dzielić przynajmniej 2,5 metra od stropu i metr od ścian. Absolutnie nie możemy stać „ w wejściu” bo nasze ciało może stworzyć przewodzący prąd tzw. mostek elektryczny. Najlepiej pozostać w środku w pozycji kucającej.
- Rozumiem, że wiata, czy przystanek, są w porządku? Oczywiście najlepsze byłoby schronisko...
Z wiatami, to te większe powinny bezpieczne, za to podobnie jak w wypadku malutkich jaskiń, lepiej nie ufać małym, a do tego mokrym wiatom. W pełni bezpieczni jesteśmy w miejscach zamkniętych, nie tylko w budynkach, ale też w samochodach, czy innych pojazdach. Ale znowu, warunkiem jest że nie znajdujemy się w otwartym oknie czy drzwiach, bo wtedy stajemy się elementem wspominanej już tzw. klatki Faradaya i wyładowanie może przejść po nas.
- Co jeśli burza złapie nas kiedy jedziemy wyciągiem?
Gondolka, tak samo jak samochód, tworzy „klatkę Faradaya” co w praktyce oznacza, że jeżeli ma zamknięte okna, a my nie dotykamy ścian, jesteśmy w niej bezpieczni. Gorzej z krzesełkami, bo tam pewne zagrożenie istnieje, ale mimo wszystko bardzo małe, bo wyciągi zwykle mają porządne uziemienie.
- To że woda "ściąga" pioruny, to poniekąd jasne. A jak jest z mostami - można pod nimi przeczekać burzę?
Mostek bez cieku wodnego, jest w porządku, ale taki nad rzeką, dobry nie jest. Trzeba unikać każdej wody, dotyczy to też terenów podmokłych, wszelkich dołów i zagłębień terenu, w których w trakcie ulewy gromadzi się woda (również w jaskiniach), no i żlebów którymi spływa woda. O kąpieli w jeziorze w czasie burzy zapomnijmy, ale nawet jeśli jesteśmy na łódce czy kajaku, też lepiej jak najszybciej zejść na brzeg.
- Czy skoro woda sprzyja wyładowaniom, to mam rozumieć, że nasze przemoczone ciuchy sprzyjają trafieniu przez piorun? W internecie są różne tezy na ten temat...
Ja trzymam się wersji, że im bardziej jesteśmy mokrzy, tym łatwiej może przepłynąć po nas wyładowanie czyli zagrożenie jest większe. Tyle że w praktyce i tak to nie ma to zwykle znaczenia, bo przecież nie będziemy się w burzę przebierać, zwłaszcza gdy zaraz znowu bylibyśmy mokrzy. Ważniejsze, by unikać dużych cieków wodnych, a skupianie się na ubraniu to dzielenie włosa na czworo.
- To jeszcze dla uzupełnienia - jaki typ obuwia jest w czasie burzy bezpieczniejszy? Buty trekkingowe, gumowe klapki, kalosze, a może w ogóle lepiej chodzić na boso?
To, co mamy na nogach, nie jest istotne. Przy wyładowaniu/prądzie powierzchniowym mającym napięcie przynajmniej kilkuset kilowoltów, obuwie zazwyczaj nie będzie żadną izolacją.
- Każdy z nas słyszał, że w czasie burzy należy wyłączyć telefon komórkowy. A czy np.GPS, aparat fotograficzny, kamerka GoPro też mogą być niebezpieczne?
To mit nie mający żadnego naukowego uzasadnienia. Ani telefony komórkowe, ani inne urządzenia elektroniczne nie ściągają piorunów. Natomiast dzwonienie przez komórkę nie jest wskazane z innego powodu – w razie porażenia trzymany przy uchu telefon powiększy nasze obrażenia.
- To jeszcze na koniec: rozumiem że w schronisku jesteśmy bezpieczni?
W schronisku, tak jak w każdym budynku posiadającym zwykle dobrą instalacje odgromową (a schroniska obecnie muszą taką posiadać, bo w przeszłości zbyt wiele z nich spaliło się w wyniku uderzeń piorunów) jesteśmy zazwyczaj bezpieczni. "Zazwyczaj" bo również tam warto przestrzegać kilku reguł. Tak jak już wspomnieliśmy, w czasie burzy nie stoimy w otwartym oknie, na balkonie czy werandzie, poza tym unikamy dotykania, jak tez stania blisko instalacji wodociągowej czy kaloryferów, nie korzystamy z urządzeń podłączonych do sieci elektrycznej czy telekomunikacyjnej (chodzi o telefony stacjonarne, komputery, suszarki, golarki, telewizory). Powód jest oczywisty – w razie ewentualnego przebicia w instalacji odgromowej właśnie po takim „przewodzie” może pójść wyładowanie. Zresztą wszystkie urządzenia elektryczne najlepiej w ogóle odłączyć od sieci, aby uniknąć ich uszkodzenia.
- Tak czy owak wszystkim z nas życzę oglądania burz i spektakularnych błyskawic nie w terenie, tylko przez okna. Zamknięte oczywiście :)
A gdy jednak piorun trafi...
* sprawdzamy czy poszkodowana osoba jest przytomna - porażonego piorunem można bez obaw dotykać ( inaczej niż to jest w przypadku porażenia prądem z sieci)
* dzwonimy po pogotowie, a w górach - do służb ratunkowych (i to nawet jeśli nasz pechowiec jest przytomny i wydaje się, że czuje się dobrze - chodzi o ryzyko zaburzeń serca)
* jeśli trafiony piorunem oddycha, zabezpieczamy go przed wychłodzeniem (ubieramy, zawijamy w folię NRC)
* jeśli nie oddycha i nie ma tętna - przystępujemy do reanimacji/resustytacji (30 uciśnięć klatki piersiowej na wysokości mostka na 2 oddechy)
* w przypadku jeśli są oparzenia czy inne obrażenia - wstępnie je opatrujemy (ochraniamy).