Image
Image
Image
Image

Oldtimery tańczą na lodzie

Oldtimery tańczą na lodzie

WYŚCIG STARYCH SAMOCHODÓW W MADONNIE DI CAMPIGLIO (WŁOCHY)

Najpierw 400-kilometrowy maraton po górskich drogach, przez 11 przełęczy, potem jazda po torze lodowym… Dla starych samochodów to niełatwa próba, ale mimo to na starcie  odbywającego się we włoskich Dolomitach Winter Marathonu, co roku zjawia się około 200 aut, w tym sporo przedwojennych


Położona we włoskich Dolomitach Madonna di Campiglio to jeden z najbardziej znanych alpejskich ośrodków narciarskich. Właśnie dla nart tu przyjechaliśmy. Przypadkowy spacer po mieście sprawia, że mocno weryfikujemy narciarskie plany i na dwa dni ogarnia nas „gorączka outtimerowa”.


Co do minuty

wm-logo.jpg-Ale bryki! – wzdycha mój mąż na widok starych samochodów stojących pod eleganckim hotelem Savoia Palace. Na zamkniętej normalnie dla ruchu ulicy i tak nie zmieściły się wszystkie auta zgłoszone do prestiżowego Winter Marathonu. To już 22 edycja imprezy (chodzi o rok 2010), przy czym z roku na rok jest coraz więcej chętnych, których nie odstrasza wysokie wpisowe, czyli 1300 euro! Przyjmowanie zgłoszeń na imprezę odbywającą się zawsze w końcu stycznia, zamyka się w drugiej połowie listopada, ograniczając liczbę startujących do dwustu. Zgłaszane samochody muszą być wyprodukowane przed rokiem 1968 (w 22. Winter Marathonie najstarszym był Fiat 508 S Balilla Sport z 1935 roku), no i najważniejsze: muszą być to samochody na chodzie.

Start do maratonu odbywa się w samym centrum Madonny. Samochody wypuszczane są w około półminutowych odstępach, żegnane przez tłum kibiców. W tej edycji przeważająca większość załóg (kierowca plus pilot) to Włosi, ale są też ekipy z Belgii, po jednej z Niemiec i Hiszpanii oraz miks argentyńsko-amerykański. Największy aplauz dostają kabriolety –  wszyscy współczują kierowcom, którzy przez 11 godzin muszą zmagać się z zimnym wiatrem i mrozem, który nocą dochodzi do kilkunastu stopni.

Do pokonania mają 11 przełęczy.Trasa prowadzi po najpiękniejszych zakątkach Dolomitów, ale z punktu widzenia kierowców i tak nie mających czasu na podziwianie widoków - najtrudniejszych. W sumie do pokonania jest 392 km, z przejazdem przez 11 przełęcze, z których najwyższa osiąga wysokość 2239 m n.p.m. Winter Marathon nie jest jednak typowym wyścigiem, tym bardziej że korzysta się z dróg publicznych, z normalnym ruchem drogowym, a więc trzeba dostosować się do przepisów. Punktowane jest stawianie się w wyznaczonym czasie na punktach kontrolnych, których jest 36 – za każdą minutę wcześniejszego lub późniejszego przybycia doliczana jest kara. Ogranicza to zbytnie szaleństwo na górskich serpentynach - jak wyliczono, przeciętna prędkość jazdy uczestników imprezy wynosi 42 km/h. W tym roku i tak zima okazała się łaskawa dla kierowców – nie sypało śniegiem i nie było dużego lodu, tak więc łańcuchy zostały w bagażnikach. Wystarczyły  opony z kolcami.

Nocne rozmowy

wp-na starcie.jpgBiorąc pod uwagę, że pierwszy samochód wystartował o 14.30, po drodze założono przerwę techniczną oraz godzinę na kolację w miejscowości Canazei, powrót pierwszego samochodu wyliczono na 1.30. -Rety, przecież to środek nocy! – jęczę. Zmęczona po nartach zasypiam dość wcześnie, a kiedy o 1-ej dzwoni budzik, mam ochotę wyrzucić go przez okno. Dzielnie jednak wstaję i trzęsąc się z zimna (mrozisko strazne!), idę na metę.

Ledwo przychodzę, nadjeżdża oznaczona numerem pierwszym Lancia Aprilia z 1937 roku.  Na pytanie jak trasa, kierowca mówi, że w porządku, poza tym że pięć razy wymieniał akumulatory! Zmęczony? Nie, prawie wcale! Mimo że wygląda jak równolatek swojego pojazdu, sprawia wrażenie jakby zaraz mógł wyjechać w podobną drogę. Nie można tego natomiast powiedzieć o facetach z kabrioleta. –Zimno? – zadaję głupie pytanie, bo widać, że trzęsą się jak galareta. –Uhmm… - potwierdzają. 

wp-noca.jpgNajbardziej rozmowni są chłopcy z oznaczonego numerem 6 Porsche w wersji 356 SC Coupe. Pokazują mi wydruki swoich wyników: -Całkiem nieźle poszło! Wprawdzie na jednym z punktów kontrolnych dostaliśmy 300 punktów kary, ale według regulaminu najgorszy wynik zostaje anulowany. Na pozostałych check-pointach całe szczęście było już dobrze.. – entuzjazmują się. Rozmowę przerywa nam ryk silnika jakiegoś czerwonego cacka, którego załoga wyjechała z mety z iście ułańską fantazją i teraz omal nie zaparkowała w sklepowej witrynie. Może chciała sprawdzić, co mocniejsze: samochód czy solidna szyba wystawowa.

Tymczasem mimo późnej (czy jak kto woli – wczesnej) pory, tłum na mecie robi się coraz większy. Są znajomi i rodziny kierowców (oglądamy wzruszającą scenkę romantycznego powitania jednej z ekip przez ich stęsknione dziewczyny), dominuje jednak młodzież wychodząca z barów i dyskotek. Mocno rozweselony, podpity koleś, oddaje wjeżdżającej załodze Lancii odjęte od ust piwo (-Chłopaki, zasłużyliście!), jakaś grupka śpiewa „YOU are the champions…”. W sumie wszyscy, którzy dojechali są mistrzami, niezależnie od miejsca. Na 200 samochodów trasę pokonało 164. Zwyciężył niepozorny Fiat 600 z 1957 roku z włoską załogą w składzie Pier Luigi Fortin jako kierowca i Laura Pile w roli pilotki (jedna z nielicznych w tych zawodach kobiet).

Ślizg po lodzie

wm-wystawa.jpgNastępnego dnia, kiedy ekipy odsypiają zarwaną noc, my szalejemy na stokach. Przerabiamy m.in. słynną z narciarskich Pucharów Świata trasę 3-Tre oraz wyjątkowo stromą, mającą 70 %  nachylenia „czarną Direttissimę”. Mimo super pogody i świetnie przygotowanych nartostrad o 13-tej jednak odstawiamy narty i meldujemy się na zamarzniętym jeziorze w centrum Madonny, aby obejrzeć kolejną konkurencję oldtimerów - zawody MotorStorica Trophy. Tym razem zadanie polega na przejechaniu 360 metrowej pętli w czasie dokładnie 48 sekund, przy czym kary są za każde 1/100 sekundy. Na zlodzonym torze, tak śliskim, że nawet w butach jest ciwp-jedzie 6.jpgężko przejść, najpierw startują samochody zbudowane przed II wojną. Po nich w lodowych warunkach, w ramach tzw. Tag Hauer Barozzi Trophy zmagają się auta z 32 pierwszych miejsc w Winter Marathonie. Jest wśród nich moja ulubiona ekipa z Porsche oznaczonego numerem 6.  Michele Cibaldi i Andrea Costa podchodzą do mnie uradowani: -Wiesz, okazało się, że w rajdzie przez przełęcze jesteśmy drudzy! – chwalą się. Cieszę się, razem z nimi. Są kumplami, w Winter Marathonie biorą udział już od 8 lat, ale po raz pierwszy udało im się zdobyć tak wysokie miejsce. Startują w tego typu imprezach dla przyjemności, na samochodzie kupionym kilka lat temu przez ojca Michela, zaś na co dzień pracują w zawodach zupełnie nie związanych z motoryzacją. Czy wystartują za rok? Pewnie tak. Ale póki co muszą myśleć o przyziemnych sprawach, czyli... jadą zmieniać opony.


Więcej (także pełna lista wyników): http://www.wintermarathon.it

SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!