Image
Image
Image
Image

RAZ, DWA, TRZY... BUNGY!!! - SKOK Z ADRENA-LINĄ

RAZ, DWA, TRZY... BUNGY!!! - SKOK Z ADRENA-LINĄ

BUNGY JUMPING
„Im dłużej stoisz, tym bardziej się boisz…” – mówią chłopcy z obsługi skoków bungy. Ale jak tu się nie bać widząc pod sobą przepaść, w którą trzeba skoczyć zawierząjąc jedynie gumowej linie?


 

BungY czy BungEE?

Co do wymowy [bandżi], nie ma wątpliwości, natomiast w pisowni spotyka się obydwie formy. Sam A.J.Hackett, czyli „ojciec” tego sportu, upiera się przy pisowni „bungy”. Dziwna nazwa w XIX-wiecznym dialekcie używanym we Wschodniej Anglii oznaczała „coś grubego, kurczliwego”, zaś około 1930 roku zaczęto tak mówić o gumkach do ścierania. W slangu nowozelandzkim „bungy” było określeniem elastycznej taśmy, co również pasowało do rozciągającej się liny. Drugi człon,  „jumping”, to po angielsku „skakanie”.

Na początku była liana


No i kto teraz mnie ściągnie?!Skoki z liną u nóg nie są wcale współczesnym wymysłem. Już od dawna praktykuje się je na wchodzącej w skład państwa Vanuatu wyspie Pentecost na Pacyfiku, gdzie w ramach uroczystości związanych ze zbiorami, a przy okazji także z inicjacją miejscowych młodzieńców, skaczą oni z lianami przywiązanymi do nóg z wysokich bambusowych platform. Mało kto jednak wie, że zwyczaj ten zapoczątkowała… kobieta. Do tej pory na wspomnianej wyspie opowiada się o żonie niejakiego Tamalie, która po rodzinnej kłótni uciekła na najwyższe w okolicy drzewo, wyzywając męża-tyrana i wyśmiewając go od tchórzy. Kiedy wściekły mężczyzna wdrapał się po gałęziach, kobieta skoczyła, prowokując do tego również męża. Tamalie nie wiedział, że sprytna żona zdążyła sobie opleść wokół nóg liany - zginął, podczas gdy ją uznano za bohaterkę, na cześć której miejscowe kobiety co roku urządzały pokaz skoków w swoim wykonaniu. Po pewnym czasie odwagę postanowili udowadniać również panowie – teraz skoki to już tylko ich domena.

Skoki z Vanuatu, o których w latach 50. XX wieku telewizja BBC nakręciła film, stały się inspiracją dla szukających nowych wyzwań „białasów”. W 1979 roku na skok już nie z lianami, tylko z gumowymi linami, zdobyło się  pięciu studentów z Uniwerstytetu  Oxfordzkiego – skoczyli z 80 metrowego mostu w Bristolu. Wprawdzie zaraz po tym zostali zaaresztowani, ale to tylko dodało Mój pierwszy w życiu skok - lata temu, w Nowej Zelandii.im splendoru, bowiem pisano o nich na czołówkach gazet, tym samym propagując nowy sport. Niedługo potem ta sama studencka ekipa wykonała skoki w USA – m.in. ze słynnego mostu Golden Gate.

Jednak za ojca komercyjnego bungy jumping uważa się nowozelandczyka Alana Johna „AJ” Jacketta, który pierwszy swój skok wykonał w 1986 roku z mostu w Auckland. Rok później skoczył z wieży Eiffle`a, zaś w 1988 roku, mając wówczas 30 lat, na moście Kawarau na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii zaczął organizować pierwsze w świecie skoki dla klientów. Dzisiaj firma nazwana jego imieniem ma oddziały także w Australii, Azji, Afryce i Europie. W międzyczasie oprócz klasycznych skoków z mostów czy dźwigów zaczęto proponować odmiany bungy – skoki z helikoptera, balonów i z budynków, skoki na zasadzie wahadła (po pierwszym etapie swobodnego spadku, wytracamy prędkość ześlizgując się na rozciągniętej między dwoma punktami linie), „katapulty”, zwane też „reverse bungy” czy „bungy rocket” (zamiast skoku z wysokości, przypięty do specjalnego stelaża śmiałek wystrzeliwany jest z ziemi naciągniętą liną, niczym z procy) oraz „bungy trampoliny” (dzięki specjalnie podczepionym sprężystym linom możemy skakać na trampolinach dużo wyżej niż normalnie).

Lecieć jak ptak, czy raczej - kamień


Kto oglądał przygody Jamesa Bonda w nakręconym w 1995 roku odcinku „Golden Eye” na pewno przypomina sobie scenę, kiedy słynny agent skacze z niby-rosyjskiej tamy (w rzeczywistości scenę nakręcono na szwajcarskiej tamie Verzasca, gdzie teraz skoczyć może już każdy.

Skok z wieży na Bali (nisko, tylko 50 metrów).No właśnie, kto może skakać? Prawie każdy kto chce. „Prawie” bo oczywiście trzeba być ogólnie zdrowym (przeciwwskazania do skoków to m.in. ciąża, bardzo wysokie ciśnienie, choroby układu krążenia oraz neurologiczne, w tym padaczka, stany po urazach kręgosłupa, nóg i miednicy). Zwykle wyznaczone są też limity wagowe, czasem też dolna granica wieku. I tak na Nevis Bungy w Nowej Zelandii trzeba mieć minimum 13 lat i wagę minimum 45 kg, a maksymalnie130 kg. Z kolei na kultowym Kawarau Bridge (tym, gdzie rozpoczęła się historia komercyjnych skoków) wymóg to min. 10 lat, a przedział wagowy – od 35 do 235 kg. Górna granica wieku nie ma znaczenia. W Nowej Zelandii opowiadano mi o Szwajcarce, która mając 80 lata zapłaciła za skok i… zrezygnowała. Po trzech latach wróciła, mówiąc że nie mogła pogodzić się z tym, że się poddała i tym razem skoczyła. Zresztą wcale nie była najstarsza – w statystykach HJ Hackett Bungy przebił ją 94-latek!

Co do mnie, to skakałam wiele razy, w różnych miejscach, ale muszę przyznać, że strach odczuwam za każdym razem. Nie ma przy tym znaczenia, czy skaczę z 40 metrów, czy z ponad stu. Przebieg skoków jest podobny, niezależnie od kraju. Najpierw nas ważą, wynik wpisując flamastrem na naszym ręku, podpisujemy też dokument, że nie mamy wypisanych na druku chorób, nie jesteśmy pod wpływem alkoholu lub narkotyków i że skaczemy na własną odpowiedzialność (osoby niepełnoletnie muszą mieć zgodę rodziców). W międzyczasie powinniśmy opróżnić kieszenie (nigdy nie zapomnę widoku pieniędzy wypadających mi do płynącej w dole rzeki podczas skoku w Nowej Zelandii), lepiej też na wszelki wypadek ściągnąć biżuterię (pierścionki, łańcuszki).

bali - skoki na  bungy.jpgPotem, już przy podeście do skoków, po sprawdzeniu wagi obsługa przypina nam odpowiednią linę (jest ich kilka rodzajów). Najtrudniejszy moment przychodzi w momencie kiedy stajemy na skraju podestu. Zaczyna się odliczanie –  Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden – bungyyy! To moment kiedy powinniśmy skoczyć. Moment najtrudniejszy, bo trzeba walczyć z instynktem napędzającym strach. Adrenalina uderza do głowy, rozsądek sugeruje, żeby się wycofać, a ambicja – nakazuje rzucić się w przepaść. To jedna z takich chwil, kiedy lepiej głosu rozsądku nie słuchać, tłumacząc sobie, że jeśli nie skoczymy, będziemy żałować, a poza tym skoro tyle osób przed nami skakało, to co może się stać?

bungy-basen.jpgNa pewno ze względów psychologicznych łatwiej jest skoczyć widząc pod sobą wodę, niż beton. Technika skoku jest dowolna – najlepiej na zdjęciach wychodzi skok z wybiciem, z rozpostartymi w bok rękami, ale można też skoczyć na nogi, tyłem, albo jeśli się boimy – jedynie pochylić się do przodu, nie myśląc o sylwetce. Można też skoczyć w tandemie – razem z drugą osobą, dzięki czemu jest raźniej (jeśli nie mamy z kim, możemy poprosić kogoś z obsługi). Jedni skaczą w ciszy, inni krzycząc w niebogłosy, bywa że niecenzuralne słowa. To co bardzo ważne – w trakcie skoku absolutnie nie próbujmy łapać liny!

Ile sekund swobodnego spadku będziemy mieli lecąc z zawrotną prędkością w dół, zależy od wysokości z jakiej skaczemy i oczywiście od liny. Podawana wysokość dźwigu czy mostu nie jest w rzeczywistości równoważna długości skoku – lina ściąga nas w bezpiecznej, sporej odległości od podłoża. Wbrew temu co wiele osób myśli – przy profesjonalnie dobranej linie nie ma żadnych nagłych szarpnięć – dzięki temu że wydłuża się ona około trzykrotnie, w stosunku do swojej oryginalnej długości, działa jak amortyzator.

bungy4.jpgOczywiście kiedy tylko czujemy delikatne hamowanie, nadchodzi moment ulgi i euforii, że żyjemy, pokonaliśmy strach, zrobiliśmy to! Szczęśliwi że mamy to już za sobą, zapominamy że… to jeszcze nie koniec, bo teraz będziemy latać kilkakrotnie góra-dół, a kolejne mocne wrażenia to moment kiedy lina ściągnie nas maksymalnie do góry i za chwilę znowu, niczym kamień, będziemy spadać, zupełnie nie mając wpływu na układ ciała.

Po kilku takich razach wreszcie zawiśniemy. W jaki sposób zostaniemy ściągnięci, zależy od organizatorów skoków. Jeśli skakaliśmy nad rzeką, prawdopodobnie będzie czekała na nas łódka, albo zostaniemy wciągnięci z powrotem na podest z którego wyskakiwaliśmy. W innych miejscach ściąga się skoczków na materace lub dmuchane poduchy. Zwykle podaje się w tym celu jakiś drąg,  niekiedy zrzuca się drugą linę, aby delikwent mógł się podciągnąć i nie wisiał cały czas głową w dół.

Najprzyjemniejszy moment to ten, kiedy znowu staniemy na nogach. Zanim ochłoniemy jeszcze zwykle trochę czasu mija. Jeśli był to nasz pierwszy raz na bungy, zwykle nie pamiętamy o czym myśleliśmy spadając, ani tego co krzyczeliśmy. Na dowód naszej odwagi zostaną nam zdjęcia i pamiątkowy certyfikat.

A jak się urwie?


Ważne jest by dobrze dobrali linę. Właśnie pokazuję obsłudze wypisaną na ręku wagę.Nie ma co kryć, że źle przygotowany skok jest ryzykowny. Niestety co jakiś czas słyszy się o wypadkach, których powodem są zbyt długie albo źle przymocowane liny, powodujące uderzenie o podłoże, czy konstrukcję z której się skacze, lub też owinięcie liny wokół skoczka. W doborze liny trzeba wziąć pod uwagę poza wagą śmiałka także warunki pogodowe, zwłaszcza kierunek i siłę wiatru (przy zbyt silnym wietrze nie powinno się skakać), no i rodzaj konstrukcji. Bardzo niebezpieczne są skoki z uderzeniem o wodę lub z zamoczeniem głowy – można zaufać pod tym względem jedynie doświadczonym firmom, gwarantującym, że w wodzie nic nie pływa (ale i tak niebezpieczne może być samo uderzenie o wodę twarzą). Na ogół wypadki związane są ze skokami przygotowanymi „na dziko”, samodzielnie lub przez niewykwalifikowanych „speców”, albo nietypowymi, jak np. z komina (miał taki wypadek miejsce w Polsce) czy z jakiejś budowli (głośno było o dziewczynie, która zginęła skacząc z górnego poziomu Lousiana Superdome w USA).

bungy3.jpgBungy jumping w wyspecjalizowanych firmach to dość kosztowna przygoda, ale lepiej mieć pewność że jesteśmy w rękach przeszkolonej obsługi, dbającej o standardy bezpieczeństwa. W firmie AJ Hackett w Nowej Zelandii, z którą skakały już setki tysięcy osób (i nigdy nie było żadnego wypadku) na bezpieczeństwie się nie oszczędza. –Po 600 skokach każda lina, nawet taka w niby idealnym stanie, jest kasowana – cięta na kawałki i sprzedawana w ramach pamiątek – mówią instruktorzy.

Mówiąc o wypadkach, mam na myśli te rzeczywiście poważne, bo z pewnymi skutkami ubocznymi skoków można jednak się od czasu do czasu spotkać, zwłaszcza przy kilku skokach pod rząd. Mowa o ewentualnym bólu głowy, karku czy krzyża, zdrętwieniu nóg, zawrotach głowy, popękanych naczyńkach w oczach i niekiedy problemach z widzeniem, mogących przejść nawet w krótkotrwałą ślepotę. Wyjątkowo, w razie zawinięcia się skoczka w linę, może dojść do zwichnięć, urazów stawów czy kręgosłupa, a pod wpływem tarcia liny - przepalenia skóry.

Lista rekordów


Pomysłowość ludzka jest nieograniczona – specjaliści od bungy prześcigają się w długości skoków i ich oryginalności. Sam AJ Hackett ma na koncie kilka rekordów Guinessa – to on jako pierwszy w świecie skoczył z budynku (w 1988 roku z wieży nowozelandzkiej giełdy), a w 2007 roku wykonał zaliczony do bungy-batman.jpgksięgi Guinessa skok z helikoptera zawieszonego z wysokości 1499 metrów. Sa jednak dowody (nakręcony dla telewizji film) na jeszcze wyższy skok – w 1991 roku Andrew Salisbury wyskoczył z helikoptera na wysokości 2700 m – lina skoczka rozciągnęła się wtedy na 962 metry! Na ziemię skoczek wrócił na spadochronie, ale niestety, jego rekordu nie uznano ze względu na brak udokumentowanych pomiarów. Z podobnych względów nie wpisano do Księgi skoku Johna Kocklemana który jeszcze w 1989 roku wyskoczył z balonu, uniesionego na wysokość 670 metrów.

Polakom też nie brakuje pomysłów. W 1998 roku wykonano skok w podziemiach kopalni soli w Wieliczce, później znalazł się śmiałek skakaczący z liną przywiązaną do jednej ręki. Imprezą przyciągającą zwariowanych miłośników bungy jest organizowany latem w Szklarskiej Porębie „Weekend z adrenaliną”. W ubiegłorocznej edycji imprezy wygrał spadający z dźwigu bocian (tzn. przebrany za bociana Tomasz Chodura), ale był tez robot, czarownica, a nawet diabeł.  – Wariaci! – mówią o nich widzowie, w duchu jednak podziwiając. Najodważniejsi idą w końcu sami spróbować. I nie żałują!

GDZIE SKOCZYĆ?

Miejsc w których organizuje się skoki bungy, jest na świecie mnóstwo. Do najbardziej znanych należą:

Za granicą

- Most Kawarau w Nowej Zelandii – kolebka bungy jumping, gdzie oferuje się skok może nie bardzo wysoki (43 m), za to z możliwością zamoczenia się w wodzie. Cena skoku  - 175 NZD (360 zł).
- Macau Tower w Makau (Chiny) – wieża wpisana do Księgi Guinessa jako miejsce, gdzie organizuje się najwyższe komercyjne skoki, choć w rzeczywistości to raczej wahadło niż klasyczne bungy. Wyskakuje się tam z wysokości 233 metrów, dolatujemy do 30 m ponad ziemią. Cena: 888 MOP$ (325 zł)
bungy w szwajcarii.jpg- Verzasca Dam – rozsławiona w filmie o Bondzie tama mająca wysokość 220 metrów, znajduje się w szwajcarskim kantonie Ticino, koło Locarno, a skakanie z niej to wydatek 195-255 CHF (543-710 zł).
- 111 metrowy most przy Wodospadach Wiktorii na granicy Zambii i Zimbabwe - jedno z najsłynniejszych i najpiękniejszych widokowo bungy na świecie. Skakać można codziennie, ceny: 110 dol. (322 zł) za skok w pojedynkę, 152 dol. (445 zł) za skok w tandemie
-  Nevis Bungy na Wyspie Południowej w Nowej Zelandii  - skacząc z wysokości 134 m ponad rzeką mamy 8,5 sek swobodnego spadku. Cena – 250 NZD(515 zł).
- 45-metrowa platforma nad basenem koło miejscowości Kuta na Bali (Indonezja). Cena: 99 dol. (290 zł) za zwykły skok, 160 dol. (470 zł) za skok na rowerze, 225 dol. (660 zł) za skok z motorem!
- Wiadukt Souleuvre w Normandii, we Francji – za pierwszy skok (z 61 metrów) płaci się 99 euro (404 zł), drugi tego samego dnia – 49 euro (200 zł).

W Polsce:
- Jeszcze kilka lat temu ze skokami bungy kojarzył się przede wszystkim wiadukt w Stańczykach, jednak od pewnego czasu ze względu na jego zły stan, skoki są tam zabronione.
- Najwyższą w Polsce konstrukcją z której organizowane są komercyjne skoki, jest obecnie mający 90 m wysokości dźwig stojący w Warszawie przy basenach „Moczydło” na Woli. Od kwietnia do października można tam skakać codziennie, w innych miesiącach lepiej skontaktować się telefonicznie na nr. 0507 053 191. Skok kosztuje 120 zł.
- Stałym miejscem do skoków jest również dźwig na Gubałówce w Zakopanem. Zgłoszenia  - tel. 0500 021 342. Cena: 120 zł.

Z/W CZYM SKAKAĆ


Lina

To ona jest najważniejsza – dobiera się ją grubością do ciężaru skoczka, a składa się setek cienkich lateksowych gumek zapewniających odpowiednią elastyczność. Każda lina do bungy ma określony procent wydłużania - przykładowo jeśli na 50 metrowej linie wynosi on 200 %, oznacza to, że lina rozciągnie się o 100 m, czyli w sumie dojdzie do 150 m długości. Czasem stosuje się osłonę, co ma chronić linę przed słońcem i brudem, ale największy specjalista w organizacji skoków, firma A.J. Hackett Bungy, tego typu pokrowce uważa za zbędne.

Uprząż/taśma
bungy-nogi.jpgSłuży do zamocowania liny. Może być to specjalna taśma odpowiednio mocowana na kostkach (dla mocniejszego ściągnięcia owija się kostki ręcznikiem), albo uprząż zakładana na tułów, coś w stylu uprzęży biodrowo-piersiowej. W wariancie zaczepiania liny przy kostkach stosuje się specjalny węzeł samozaciskowy, który mimo niepozornego wyglądu, jest niemożliwy do rozwiązania lub zsunięcia się w czasie skoku.

Ubranie
Strój nie ma znaczenia, poza tym że panie którym nie zależy na zrobieniu specjalnego pokazu, powinny unikać spódnic, a przy skoku z liną przy kostkach, także zbyt luźnych bluzek. Jeśli chodzi o buty, na pewno nie mogą być one z typu tych, które spadają (np. klapki). W niektórych miejscach organizatorzy narzucają skakanie na boso (np. na Bali), w innych wymagane są wiązane, kryte buty (tam gdzie po skoku trzeba kawałek podejść przez np. dżunglę).

W OPINII EKSPERTA


Lisa Bartlett
-menadżerka z działającego na Bali oddziału słynnej firmy AJ Hackett Bungy

Jak zmniejszyć strach?

Kiedy stajesz już na platformie do skoków, najważniejsze to patrzeć przed siebie, na horyzont. Jeśli spojrzysz do dołu, twój strach będzie wzrastał.
Nie myśl za dużo, lepiej weź kilka głębokich oddechów. Kiedy obsługa odliczając dojdzie do jedynki – nie zastanawiaj się, tylko skacz!
Pamiętaj, że im dłużej stoisz na krawędzi, tym trudniej będzie ci rzucić się w przepaść. Jeśli potrzebujesz dwóch sekund więcej, nie ma sprawy, ale musisz być zdeterminowany, przekonany że dasz radę! Bądź twardy, chociaż ostateczna i tak należy do ciebie. Obsługa raczej nie „pomaga” w wyskoczeniu – to wyzwanie, z którym każdy powinien sami sobie poradzić, ale… przyznaję, było kilka przypadków kiedy po lekkim pchnięciu niezdecydowanych, klienci nam potem dziękowali. Czy dużo osób rezygnuje ze skoku? U nas nie – statystycznie jakieś 2 proc.

BUNGY W SIECI

* http://www.bungeezone.com/
* http://www.ajhackett.com/welcome.html
* http://www.bungy.co.nz/index.php/pi_pageid/17
* http://4risk.net/powietrze/bungee_jumping

SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!