Image
Image
Image
Image

* Śnieżny cyrk

saalbach-logo.jpgSAALBACH-HINTERGLEMM (AUSTRIA)
Rano jazda na nartach, wieczorem – nauka kierowania ratrakiem, w międzyczasie sanki, skutery lub impreza w pubie. Taki właśnie jest region Saalbach-Hinterglemm: różnorodny i zwariowany. W końcu nie na darmo nawet oficjalnie nazywa się go „cyrkiem”





 

Region w liczbach:

Położenie terenów narciarskich: 1003-2100 m n.p.m.
Wyciągi: 55 (w tym 15 kabinek, 16 krzesełek i 24 orczyków)
Trasy zjazdowe: 200 km (90 km niebieskich, 95 km czerwonych, 15 km czarnych + 15 km niewyratrakowanych tzw. ski route)
Trasy biegowe: 10 km
Zasnieżanie: 450 armatek (90% terenu)


To trochę paradoks, że rejon, którego dawne władze niechętnym okiem patrzyły na wszelkich turystów, teraz jest jednym z najbardziej znanych austriackich ośrodków narciarskich. Kiedy w 1906 roku miejscowy nauczyciel postanowił opisać uroki tutejszej okolicy w poczytnej monachijskiej gazecie, został poinformowany, że „miejscowi mieszkańcy nie są zainteresowani tym, by ludzie przyjeżdżali, bowiem są biedni, mają wystarczająco dużo problemów i nie potrzebują ich więcej”. Dzisiaj w dwóch oddalonych od siebie o 4km miejscowościach Saalach i Hinterlemm na stałe mieszka 3 tys. osób, za to czekających na gości miejsc noclegowych jest 6 razy tyle!

Białe szaleństwo, ale z rozsądkiem


saalbach-stoki.jpgNie zdziwmy się, że wszędzie na stokach będziemy spotykać namalowane clowny. Region Saalbach-Hinterglemm nazywany jest „Narciarskim cyrkiem” (Skicircus), bo uznano że otaczające dolinę góry tworzą rodzaj areny, a wybrany na logo clown-narciarz to z kolei symbol szczęścia i radości. Lubią clowna zwłaszcza dzieci – jakby nie było to region w dużej mierze rodzinny. Ale nie tylko, bo grupom dorosłych też się tu podoba – dla nich z kolei przeznaczone są hotele, w których dzieci się nie przyjmuje, a kto wieczorami w hotelu i tak nie zamierza przebywać, na brak nocnych rozrywek w Saalbach i Hinterglemm nie będzie narzekać.
 
Główne tereny narciarskie to wznoszące się ponad miasteczkami Saalbach i Hinterglemm stoki otaczające dolinę, którą płynie rzeka Glemm. Przy dobrej kondycji można zrobić sobie narciarską wycieczkę na zasadzie wielkiej pętli ze startem i końcem w tym samym miejscu, choć ze względu na bardzo rozległy teren, może być to dość trudne (dużo zależy od pogody i warunków na nartostradach). Nie warto się jednak spieszyć, jako że jest tu dużo ciekawych tras i punktów widokowych (te z najlepszymi panoramkami zaznaczono na mapach).

Z 200 km tras jakie są do wyboru, nam najbardziej podoba się czterokilometrowa „czarna jedynka” (tzw. Nordabfahrt), a także czerwona trasa mająca numer 53, na której w 1991 roku rozgrywane były zawody Pucharu Świata (można sfotografować się przy tablicy z nazwiskami zwycięzców i ich wynikami). Najdłuższy zjazd ma 7 km (dwie połączone niebieskie trasy 2a i 2b), zaś najwyższy punkt do którego da się dojechać wyciągiem to szczyt Schattberg West (2096 m). Każdy znajdzie to, co lubi – są stoki ze specjalnie robionymi muldami, trasa, gdzie fotokomórka zmierzy nam czas przejazdu i lubiane szczególnie przez snowboardzistów snowparki.

saalbach-stoki 2.jpgMożna też na nartach zrobić „skok w bok” i od głównego rejonu przebić się do Leogang – miasteczka które leży w zupełnie innej już dolinie niż Saalbach i Hinterglemm. Dawniej Leogang stanowiło odrębny, kameralny rejon narciarski, ale rok temu postawiono wyciąg łączący obydwa rejony, dzięki czemu teraz we wszystkich tych miejscach można jeździć korzystając z jednego skipassu. Sytuacja z wyciągami ciągle się zresztą zmienia – w tym roku doszły trzy nowe krzesełka – w Leogang 4-osobowe, w Saalbach - 6-cio, a w Hinterglemm - 8-oosobowe, z podgrzewanymi siedzeniami (inwestycja za 7 mln euro).

Ale nie tylko w wyciągi się tu inwestuje, także – w ochronę przyrody. Co i rusz trafiam na tablice, a w schroniskach na ulotki, propagujące program „Respektiere deine Grenzen” czyli „Respektujmy ich granice”. Chodzi o zwierzęta, które jeżdżąc poza trasami łatwo spłoszyć. Zwraca się uwagę na tworzący się łańcuch: przestraszone przez narciarzy zwierzęta eksploatując trudną do zregenerowania zimą energię, uciekają niszcząc drzewa; połamane drzewa tracą swoją funkcję ochronną przeciwko lawinom; lawiny zagrażają narciarzom.

Śnieg w majtkach


Przy obiedzie, jedząc w schronisku nasz ulubiony „Cesarski Omlet” (niem. Kaiserschmarrn),  czyli kawałki ciasta z dodatkiem w tym przypadku musu jabłkowego, czytamy broszurkę o początkach tutejszego narciarstwa. Prekursorem był urodzony w Saalbach niejaki Josef Wallner, który po latach życia w innym rejonie Austrii, postanowił w 1898 roku wrócić w rodzinne strony. Przy okazji przywiózł z sobą kilka par nart, które rozdał miejscowym dzieciakom. Rodzice dzieci nie byli zadowoleni, bo ich latorośle zamiast się uczyć, pochłonięte były nowym sportem, dzięki czemu grono fanów zjazdów na dwóch deskach ciągle się zwiększało. W saalbach-knajpa.jpg1945 roku zaczęto budować pierwszy wyciąg, który ruszył dwa lata później. Od tej pory na brak popularności Saalbach-Hinterglemm nie narzeka, a co roku region zbiera laury w plebiscytach na najlepsze ośrodki narciarskie.

Ale nie samymi nartami się tutaj żyje. Hasło regionu to „Fun unlimited“ i rzeczywiście zabawy (fun`u) można mieć tu pod dostatkiem. Na przykład na sankach, na które można wybrać się choćby po kolacji, bowiem „sankostrady” są oświetlone. Po wjeździe gondolami Reiterkogelbahn wsiadamy na nasze pojazdy na płozach, chwilę później zastanawiając się czy rzeczywiście dobrze zrobiliśmy biorąc ich sportową wersję. Podobnie jak i inni krzyczymy na zakrętach, skaczemy na muldach tak, że jeszcze następnego dnia czujemy kość ogonową, każde z nas po kilka razy wpada w zaspy wysypując śnieg z przeróżnych zakamarków garderoby włącznie z bielizną, ale zabawa jest świetna. Wieczór kończymy w jednym z licznych w Hinterglemm pubów, razem z Anglikami, z którymi zderzyliśmy się w czasie szalonego saneczkowego zjazdu. Okazuje się, że chłopcy przyjechali trenować przed odbywającymi się tutaj Mistrzostwami Narciarskimi… Brytyjskiej Policji!

Powrót do przeszłości


Któregoś dnia w drodze do wyciągów naszą uwagę zwracają stojące na obrzeżach Hinterglemm stare budynki. Okazuje się że to muzea – Dziedzictwa (tzw. Heimathaus) i Narciarstwa (Schimuseum). W ramach pierwszego, mieszczącego się w najstarszym w tych okolicach domu (z 1780 r.) oglądamy stare zdjęcia miasteczka, przyglądamy się zabytkowym sprzętom i manekinom w strojach ludowych (panie w eleganckich saalbach-muzeum.jpgkapeluszach), jednak najwięcej uwagi przykuwa malutkie łóżko pod którym stoi nocnik. Dlaczego takie małe? Okazuje się, że dawniej ludzie spali w pozycji siedzącej, bojąc się, że do tych co leżą, może przyjść śmierć.

W muzeum narciarstwa też jest ciekawie. Uśmiech wzbudzają stare narty z nie wzbudzającymi zaufania wiązaniami, archaiczne urządzenia do pomiaru czasu, zdjęcia pokazujące pierwsze wyciągi. Odnajdujemy nawet jeden element polski – znaczek Oddziału Polskiego Związku Narciarskiego! Oczywiście są też pamiątki związane z tutejszymi narciarskimi sławami, które stąd pochodzą i wciąż tu mieszkają. Hans Enn, brązowy medalista w slalomie gigancie na Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid (1980 r.), udziela się w wytwórni sznapsów. Z kolei Bartl Gensbichler, który w 1974 roku został Mistrzem Europy Juniorów w zjeździe oraz wygrał zawody Pucharu Świata, prowadzi szkółkę narciarską i gra w miejscowym zespole folklorystycznym. To właśnie za jego sprawą jedną z imprez jakie weszły na stałe do kalendarza miejscowych wydarzeń są Zimowe Mistrzostwa Świata… Muzykantów, czyli ściganie się (na nartach) połączone z występami (bez nart).

Rajd ratrakiem


Któregoś wieczoru obserwujemy na stoku światła ratraków przygotowujących stoki na kolejny dzień. –Ciekawe, jak się takim pojazdem jeździ? – zastanawia się mój mąż. Jakież jest nasze zdziwienie, kiedy następnego dnia rano trafiamy na ulotkę informującą, że jest w pobliżu miejsce, gdzie można ratrakiem się przejechać. I to nie jako pasażer, a jako kierowca!
 
saalbach-ratrak.jpgOczywiście zaraz po nartach tam jedziemy. Na początek miłe zaskoczenie, gdyż współwłaścicielką tego tzw. Snowmobil City jest pół-Polka (-Mama była Polką, tato Anglikiem – mówi o sobie łamaną polszczyzną).

Zaczynamy od przejażdżki skuterami śnieżnymi. Mający prawie pół kilometra tor jest dość trudny, z kilkoma ostrymi podjazdami i ostrymi zakrętami, ale zabawa bardzo nam się podoba. Najważniejszy jest jednak ratrak. Wielka machina budzi respekt, dlatego jesteśmy zdziwieni, że zaledwie po kilku minutach szkolenia już możemy ją prowadzić. Trzeba bardzo uważać na gaz, bo przy braku wyczucia pojazd zachowuje się niczym narowisty koń. Kiedy już nabieramy wprawy, siedzący obok instruktor pozwala nam na zakręty. Największe wrażenie robi na nas podjazd na stromą hałdę i potem równie stromy zjazd. Wrażenie niesamowite, bo czujemy że potężny kolos na gąsienicach jest nam bezwzględnie posłuszny. Szkoda tylko, że czas tak szybko leci – 25 minut ratrakowych emocji mija niewiadomo kiedy.

Procentowe szyszki


salbach-destylarnia.jpg-Co jeszcze powinniśmy zwiedzić? – dopytujemy się w miejscowej informacji turystycznej. –Nie ważne czy lubicie alkohole, czy nie, ale musicie iść do destylarni sznapsów Bartla Enna – słyszymy. Skoro tak, to idziemy, trochę w duchu przeklinając, bo to kawałek pod górkę. Pan Bartl od razu zyskuje naszą sympatię za pasję z jaką opowiada o procesie produkcji swoich trunków. Pomysł biznesu narodził się przypadkiem – Bartl bardzo lubił wycieczki skitourowe, a że zawsze nosił w plecaku coś mocniejszego na rozgrzewkę, uznał że zamiast pić cudze produkty, zacznie robić własne. Produkcja ruszyła w 1985 roku i od razu okazała się sukcesem. Sznapsy Bartla wielokrotnie nagradzano na prestiżowych targach „Destillata”, a jak smakują można się przekonać podczas degustacji. Trudno mi się zdecydować co spróbować – są wśród nich orzechowe, malinowe, jarzębinowe, nawet z szyszek i pistacji, a jeden z aktualnych hitów ma smak czekolady-chili! –Mamy nawet sznapsy koszerne – śmieje się Bartl, i jak się okazuje - wcale nie żartuje, bo po chwili pokazuje bardzo trudny do uzyskania certyfikat rabina.

Moją ciekawość wzbudzają butelki z podobizną Hansa Enna – wspomnianego już narciarza-olimpijczyka. Okazuje się że Bartl to jego kuzyn, a niegdyś – zapalony kibic. W 2008 roku, na wypadające wówczas 50 urodziny Hansa postanowił zrobić mu prezent – wypuścił limitowaną serię sznapsów z podobizną i podpisem swojego idola. Jak smakuje „alkoholowy Hans” nie wiem, za to mogę powiedzieć że przywieziony do Polski sznaps z orzechów laskowych, mający przypominać nam pobyt w Saalbach-Hinterglemm, skończył się wyjątkowo szybko.


Informacje praktyczne (dane z 2010 r.)


Dojazd samochodem:
Z Warszawy do Saalbach jest ok. 1000 km. Najkrótszą drogą jest dojazd do Salzburga i po krótkim „skrócie” przez Niemcy, dotarcie drogą B311 od północy przez Lofer do Maishofen, gdzie po skręcie zostaje nam ostatnie 15 km. Inny wariant, nieco dłuższy, to trasa przez Zell am See (od południa).

Dojazd pociągiem:
Najbliższa stacja kolejowa jest w Zell am See, skąd do Saalbach jest 18 km (co godzinę kursują lokalne autobusy).

Najbliższe lotniska:
Salzburg (90 km; transfer – 35 euro w jedną stronę) i Monachium (190 km; transfer 86 euro w jedną stronę).

Skipassy: 
W zależności od terminu 1-dniowy skipass na wyciągi Saalbach, Hinteglemm i Leogang kosztuje 33,40-41,70 euro, 6-dniowy 161,20-201,50 euro. Do tego trzeba doliczyć 2 euro zwrotnej kaucji za kartę chipową. Dzieci urodzone po 2003 roku jeżdżą gratis, starsze mają zniżkę. Kto chce sprawdzić również inne regiony narciarskie (także w pobliskim Tyrolu), może wykupić skipass AllStar Card (211 euro na 6 dni), obejmujący 1081 km nartostrad obsługiwanych przez 359 wyciągów (szczegóły: http://www.allstarcard.at ).

Warto wiedzieć: *Parkingi w miasteczkach (np. w Hitneglemm przy gondolach), są płatne. Poza miastem – gratis. * Sklepy są zamykane dość wcześnie – o 18. Najdłużej czynny jest supermarket Spar w Hinterglemm – do 18.30. * Skibusy są bezpłatne, kursują co 20-30  minut. Uwaga, nie ma połączenia skibusami z Saalbach-Hinterglemm do Leogang!  * Jeśli interesuje nas, ile kilometrów danego dnia na nartach przejechaliśmy, wyliczy to nam program z zakładki „skiline” na stronie otwarciowej http://www.skicircus.at

Atrakcje: * Przejażdżka ratrakiem – w zależności od typu ratraka 79 lub 99 euro za 25 minut., skuter śnieżny – 15 euro za 10 minut. Informacje: http://www.snowmobil-city.at    * Zwiedzanie destylarni sznapsów – codziennie, więcej: http://www.enn-schnaps.at    * Sanki na Reitelkogel – jeśli mamy skipass wjazd kolejką jest gratis, płacimy tylko 5,5 euro za wypożyczenie sanek (niezależnie od ilości zjazdów) plus 30 euro kaucji.

Internet: Informacje o regionie - http://www.saalbach.com , http://www.skicircus.at

Informacje w Polsce:
Austria Info, tel. 0-00800 1212581, http://www.austria.info/pl

SPRZĘTOWE ABC

Vademecum podróżnika

Strefa outdooru

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!