Image
Image
Image
Image

Gdzie niedźwiedzie Czukczów zjadają

wwrangla2.jpgWYSPA WRANGLA (CZUKOTKA)
W ciągu dwóch godzin spotykamy dziewięć białych niedźwiedzi! Większość na brzegu, ale trzy pływają obok jachtu. Na położonej na Oceanie Arktycznym rosyjskiej Wyspie Wrangla żyją ich setki. Grób Czukczy zjedzonego we własnej chacie uświadamia nam, że nie ma z nimi żartów.




Wyspa Wrangla (ros. Ostrow Wrangielja) to prawdziwy koniec świata. Przez większość miesięcy otaczające ją morze skuwa lód, a niebo spowijają arktyczne ciemności rozświetlone niekiedy polarną zorzą. Na mapie wyspa wygląda jak niepozorny punkcik, umieszczony w prawym górnym rogu (trochę ponad Czukotką), gdzie już mało kto spogląda. Przez jej środek przechodzi południk 180, kojarzony powszechnie jako linia zmiany dat, chociaż w rzeczywistości linię tę przesunięto, tak by otaczała wystającą jeszcze bardziej na wschód Czukotkę. Tak czy owak kiedy w Polsce mamy południe, na Wyspie Wrangla i Czukotce zegarki wskazują jedenastą w nocy.

 

Wioska duchów


wwrangla15.jpg-O mój Boże, a skąd wyście się tu wzięli? –  wykrzykuje na nasz widok Lena, jedna z dwóch kobiet mieszkających na wyspie (jedna jest kucharką, druga prowadzi badania meteorologiczne). Tłumaczymy, że przypłynęliśmy jachtem, w ramach wyprawy arktycznej będącej kontynuacją słynnego Przejścia Północno-Zachodniego (chodzi o trudny nawigacyjnie szlak morski prowadzący ponad północną Kanadą i Alaską, łączący Atlantyk z Pacyfikiem). Dla żyjących tu ludzi brzmi to jak abstrakcja, zwłaszcza kiedy widzą naszą łódź, zaledwie 10,5-metrową „Annę”. Ponoć od ubiegłego lata nikogo nie było. Jachty w tym rejonie nie pływają, sporadycznie pojawiają się jedynie duże statki-lodołamacze. Może jeden z nich, z prowiantem, dotrze za kilka dni. Oby, bo zapasy zostawione 12 miesięcy temu, już się kończą…

Jedyna zamieszkała wioska na mającej 125 km długości wyspie to Uszakowskoje. Kiedyś liczyła 300 mieszkańców, zaś w okolicy stacjonowało kilkuset żołnierzy. Teraz wojska nie ma wcale, a mieszkańców zostało kilkunastu. Najdłuższy staż ma Grisza, rodowity Czukcza który żyje na wyspie od 52 lat (rodzice przywieźli go jako dziecko). Przez długie lata Grisza był oljeniowodem, czyli zajmował się hodowanymi w miejscowym  sowchozie reniferami wwrangla13.jpg(udomowione renifery nazywa się tu oljeniami). Ze skór tych zwierząt szyto ciepłe ubrania skupowane przez państwo. Tyle, że wraz z pierestrojką rządowe zamówienia się skończyły i sowchoz rozwiązano. Ludzie, w większości Ukraińcy i Rosjanie z głębi kraju, którzy przyjechali znęceni perspektywą przyzwoitych zarobków, praktycznie z dnia na dzień zostali bez pracy. wwrangla19.jpgTymczasem koszty utrzymania w Arktyce są dużo wyższe niż na kontynencie, no i ten surowy, arktyczny klimat… Śnieg i temperatury poniżej zera zdarzają się nawet w środku lata (statystyki mówią o zaledwie 20-25 dniach bez przymrozków rocznie). Zimą, w czasie nocy polarnej, doskwiera niedostatek światła, a przydomek „wyspa mgieł” obrazowo sugeruje, jak tu na ogół bywa. Ludziom dokuczały depresje, poczucie odizolowania, a w razie kłopotów ze zdrowiem, nawet nie można było liczyć na szybką pomoc. W sumie trudno się dziwić, że kiedy nadarzyła się okazja, bo przyleciał helikopter albo pojawił się statek, zaczęły się masowe wyjazdy. O tym że niektórzy pakowali się w pośpiechu świadczy to, co pozostawili w mieszkaniach. Zaglądam przez otwarte drzwi… W kuchni walają się pojemniki spożywcze, na progu stoją buty, z niedomkniętej szafki wysypują się ubrania. Zupełnie jakby gospodarze wyszli tylko na chwilę…

A co z Griszą? Nie wyjechał, bo nie za bardzo ma gdzie. Przez pewien czas żył z polowań, ale teraz wyspa jest terenem ściśle chronionym. Jako pracownik Polarki (Stacji Polarnej) jest na państwowej pensji. Trzysta dolarów miesięcznie to wynagrodzenie za trudy arktycznego życia niewielkie, Grisza jednak nie narzeka – w końcu to jego wyspa, którą naprawdę kocha, a o tutejszych zwierzakach wie chyba wszystko. Rodziny nie ma – najbliższe mu istoty to Czuk i Ciapa, dwa urocze psiaki. Ciapa jest świadectwem miłości Czuka z wilczycą. Wilczyca czując zew wolności, odeszła w siną dal, zostawiając szczeniaka udomowionemu tatusiowi.


Pomyłka o jedno zero

 

wwrangla40.jpgNie łatwo jest na Wyspę Wrangla dotrzeć. Turystyka w ogólnie rozumianym pojęciu tu nie funkcjonuje, co najwyżej można za grube tysiące dolarów wykupić wycieczkę na przypływającym w sierpniu statku. My wpadamy na inny pomysł – wraz z Börje, moim szwedzkim kolegą, postanawiamy z pokonywanego jachtem Przejścia Północno-Zachodniego (arktyczny szlak żeglugowy ponad północną Kanadą i Alaską) nie odbijać od razu w Cieśninę Beringa, tylko poeksplorować brzegi Czukotki. Dobrze się składa, bo przecinamy Morze Czukockie w sierpniu, co daje szansę, że nie będziemy mieli problemów z dryfującym lodem.

Dużo większy problem niż sytuacja lodowa stanowi rosyjska biurokracja. Poza wizami musimy mieć jeszcze specjalne zezwolenia uprawniające do przebywania na Czukotce (ich załatwianie trwa ponad pół roku), a na Wyspę Wrangla stanowiącą specjalny zapowiednik (rezerwat) jeszcze kolejne razrieszenie. -Za 3-dniowy pobyt trzeba zapłacić 24 tysiące rubli – czytam w mailu. - Jakieś 850 dolarów… – przeliczam sobie. Cholera, trochę drogo. Fakt, że Wyspa Wrangla stanowi najbardziej na północ wysunięte miejsce wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, ale dla kogoś kto nie jest pełnym pasji biologiem, nie różni się specjalnie od innych arktycznych wysp dostępnych bez opłat. Dyrektor zapowiednika idzie nam jednak na rękę: mały jacht, rejs niekomercyjny, tylko dwie osoby załogi, okej – dostaniemy 50 proc. zniżki. Czterysta dolarów z hakiem to wciąż sporo, ale jakoś przełykamy. Zapłacić mamy po przypłynięciu tak zwanym inspektorom. Rzeczywiście, wwrangla10.jpgjeszcze nie zdążamy rzucić kotwicy, a na brzegu już czeka dwóch ubranych w mora chłopaków, którzy są właśnie owymi inspektorami. Po kurtuazyjnym czaju (herbata) wręczam im odliczone ruble. Widząc po minie że coś nie tak, przypominam o obiecanej zniżce. Konsternacja… Okazuje się, że źle policzyłam podane w mailu zera - o jedno za mało! Nie 24 a 240 tysięcy! Krótko mówiąc za 3 dni pobytu powinniśmy zapłacić 8,5 tys. dolarów! Problem w tym, że nawet przy zniżce o połowę, takich pieniędzy nie mamy.

Inspektorzy nie wiedzą co z nami zrobić, nam z kolei jest niezręcznie. Z drugiej strony żadne jachty tu nie przypływają, a my żeby się tu dostać pokonaliśmy setki mil przez mało przyjazny Ocean Arktyczny. Korzystając z jachtowego telefonu satelitarnego (na wyspie nie ma żadnych środków łączności typu normalne telefony, komórki czy Internet) udaje się połączyć z dyrekcją rezerwatu. Ostatecznie w drodze wyjątku kończy się na odliczonych już pieniądzach, jednak możemy zostać tylko dwa dni.



Z kijem na niedźwiedzia


wwrangla14.jpgPierwszy dzień spędzamy z mieszkańcami Uszakowskoje. Nazwa wioski pochodzi od Georgija A. Uszakowa, który był pierwszym naczelnikiem Wyspy Wrangla (lata 1926-29). Upamiętnia go jedyny w wiosce pomnik. Co ciekawe, nigdy nie było tutaj monumentu Lenina (jedynie tablica), choć może dla równowagi, cerkwi także nie. Swój świetlany okres Uszakowskoje miało w latach 80-tych –Te ruiny to spalona szkoła, tam stała biblioteka, ten zabity na cztery spusty budynek to sklep, dalej - komisariat… - pokazuje Grisza. –A tu był klub. Można było potańcować, pooglądać wyświetlane z taśmy filmy… - rozmarza się. Czuję się trochę jak w skansenie, który przypomina mi wioskę mojej babci, tyle że pustą, niczym po wybuchu bomby neutronowej. Błoto po kostki, ale ktoś pomysłowy zrobił chodnik z rzuconych na ziemię… kaloryferów.

wwrangal3.jpgPo południu jesteśmy zaproszeni na Stację Polarną na obiad. Mimo że nie znamy jeszcze wszystkich po imieniu, czujemy się jak w rodzinie. Na stole pojawia się pyszny borszcz (rosyjski kapuśniak), świeżo wypieczony chleb, z którego szczególnie się cieszę, gdyż na amerykańską „watę” już nie mogłam patrzeć, do tego łosoś, bo czego jak czego, ale ryb na Wyspie Wrangla nie brakuje, no i oczywiście wódka. Uprzedzam Börje, że w Rosji pije się alkohol szklankami, a jego szwedzka głowa może tego nie znieść. –Kiedy będą ci nalewali, mów ciut-ciut – podpowiadam mu dyskretnie. Mój szept dociera do Griszy: –To po rosyjsku. Czukcze mówią kit-kit – poprawia.

wwrangla17.jpgKolejnego dnia robimy sobie żeglarską wycieczkę. Chcąc dobrze wykorzystać czas, wypływamy już o drugiej w nocy, korzystając z tego, że ze względu na bliskość bieguna na początku sierpnia wciąż jeszcze nie zapadają tu ciemności. Na pokładzie mamy Siergieja, jednego z inspektorów (takie są tutejsze wymogi) który nie do końca wiadomo co kontroluje, ale jest miły i świetny przy wypatrywaniu zwierzaków. Co chwila widzimy foki, pieśce (arktyczne listy), przepiękne śnieżne sowy, woły piżmowe, pojawia się nawet wieloryb, aż wreszcie są też białe niedźwiedzie! To głównie dla nich tu przypłynęliśmy – Wyspa Wrangla chlubi się ich największym zagęszczeniem w skali świata! Najpierw obserwujemy zajętą sobą na brzegu parę, potem misiek wynurza się tuż koło jachtu. Niedźwiedzie polarne są świetnymi pływakami – bez problemów mogą pokonać wpław nawet i sto kilometrów. Podczas takich wycieczek zdarza się, że polarne samice zapałają uczuciem do niedźwiedzi brunatnych (w wyniku ocieplenia klimatu terytoria obydwu gatunków coraz częściej zazębiają się). Dowodem tego niedźwiedź którego spotykamy przy południowo-zachodnim cyplu wyspy - niby biały, ale łeb ma brązowy.

wwrangla20.jpgW okolicach Zatoki Somnitelnaja, gdzie są pozostałości po pustej obecnie wiosce Zvezdnyj (w okolicy zbudowano nie wykorzystywane w sumie pasty startowe dla wojskowych samolotów) przeprawiamy się wwrangla7.jpgna brzeg. –Wziąć strzelbę? – pytamy. Inspektor nas stopuje. Nie, strzelby nie, bo zabicie niedźwiedzia nawet w obronie własnej oznacza duże problemy. (- Pewnie dlatego, że nasz prezydent to Miedwied-iew czyli po rosyjsku: niedźwiedź, a nie wypada strzelać do jego kuzynów… – śmiano się potem w jednej z wiosek na kontynentalnej Czukotce). –Ale koniecznie weźcie rakiety sygnalizacyjne, bo to skuteczne odstraszacze – mówi Siergiej i na wsiakij słuczaj daje nam jeszcze pojemnik z gazem pieprzowym. Jednak najlepszą bronią jest ponoć zwykły… kij. –Niedźwiedzie boją się spotkań z morsami, a taki kij kojarzy im się z kłami morsów – wyjaśnia chłopak. -Poza tym, gdyby coś, na kiju można powiesić kurtkę, przez co niedźwiedź myśląc, że ma do czynienia z dużo większym osobnikiem, woli odpuścić – dowiadujemy się (uwaga: Inuici z Kanady do „metody kija” nie byli wcale przekonani). I jeszcze to co najważniejsze: nigdy przed niedźwiedziem nie wolno uciekać, bo wtedy prowokuje się w nim instynkt zabójcy. Szans byśmy nie mieli – Król Arktyki tylko wygląda ociężale, jednak potrafi biegać z prędkością 50 km/h!

Takie rady na nic się nie zdadzą, jeśli niedźwiedź wejdzie do chaty. Oglądamy zdjęcia miśków zaglądających przez okna i zdemolowanych przez nich wnętrz. Aby nie wchodziły, zaczęto w okiennice wbijać gwoździe. Co z tego jak sprytne zwierzęta nauczyły się wyważać drzwi. Na brzegu oceanu leży łódź z prawosławnym krzyżem - to grób miejscowego Czukczy, który został zjedzony przez niedźwiedzia we własnym domu! Stosunkowo niedawną ofiarą była z kolei młoda dziewczyna, która wyszła z chaty tylko na moment, przynieść opał. Kiedy zaniepokojeni domownicy wyszli sprawdzić dlaczego jej długo nie ma, zobaczyli już tylko pożerane przez drapieżnika jej szczątki. 

 

Gdzie kości mamutów i penisy morsów

Przyroda, hipnotyzujące przestrzenią, zupełnie bezdrzewne krajobrazy z górami w tle (najwyższa to sięgająca 1096 metrów  n.p.m. Góra Sowiecka) i serdeczni ludzie - wszystko to sprawia, że Wyspa Wrangla bardzo nam się podoba. Wrażenie psują jedynie rozrzucone wzdłuż wybrzeża pordzewiałe beczki po paliwie – nie jakieś pojedyncze, ale tysiące! Mamy wrażenie że to arktyczne pustkowie to nie tylko ostoja arktycznej zwierzyny, ale także wielkie złomowisko. –Zaproście Chińczyków. Wezmą to za darmo i jeszcze będą wam wdzięczni – żartujemy, chociaż po rozmowie z inspektorem widzimy, że chyba rosyjskim władzom brakuje pomysłu jak się tego złomu pozbyć.

wwrangla21.jpgO historię wyspy wolimy już  nie zahaczać – nie chcemy wprowadzać kłopotliwej sytuacji. Swego czasu (w pierwszym ćwierćwieczu XX wieku) chciały ją zaanektować Stany, Kanada, nawet Japonia, ale w wyniku różnych przepychanek wyspa stała się terytorium rosyjskim. Jej nazwa upamiętnia Ferdinanda Friedricha Georga Ludwiga von Wrangel`a, rosyjskiego barona o niemieckich korzeniach, który w latach 20. XIX wieku poprowadził wyprawę mającą eksplorować wyspę. Nie jest jednak pewne, czy baron wylądował na brzegu. Swoją drogą jego nazwisko uwieczniono też w innej, już amerykańskiej wyspie, położonej na południu Alaski, a mianowicie Wrangell Island (chociaż chodzi o tego samego człowieka, w tym przypadku w nazwie są dwie litery „L”).

Trochę żałujemy, że nie starcza nam czasu aby popłynąć na tak zwany Ptasi Bazar, czyli do skalnych klifów gdzie roi się od ptactwa (są wśród nich pocieszne maskonury), ani do miejsca gdzie można ponoć znaleźć kości mamutów karłowatych, zwanych też wełnistymi (ze względu na wygląd wynikający z życia w surowych arktycznych warunkach). Właśnie ten gatunek mamutów przetrwał na Ziemi najdłużej – wyginęły około 1650 lat p.n.e.

wwrangla11.jpgInnym ciekawym skarbem jaki przy odrobinie szczęścia można znaleźć na plażach Wyspy Wrangla są… penisy, czy raczej kości penisów żyjących w arktycznych wodach morsów. Co tu kryć – rozmiary imponujące! Ja oglądam tylko te przerobione na pamiątki, z wygrawerowanymi na nich rysunkami. Przeciętna długość takiego penisa – 30 cm i więcej.

Niestety, kolejnego dnia musimy opuścić wyspę. Na morzu szaleje sztorm, ale mimo wstawiennictwa Czukczów, że to trochę nie fair, aby wysyłać nas w niebezpieczne warunki, inspektor sugeruje, że przepisy to rzecz święta, a nasze razrieszenie w samo południe traci moc. –Weźcie świeży chleb. Całą noc specjalnie dla was piekłam – mówi na pożegnanie Lena z Polarki dodatkowo wciskając jeszcze słoik z kawiorem.

Podnosimy kotwicę… Przed nami Czukotka (gdzie jeszcze nie wiemy, że mimo posiadanych zezwoleń, Rosjanie nas zaaresztują), a następnie eksplorowanie amerykańskiej Alaski. Na sam koniec rejsu dojdziemy do wniosku, że właśnie mieszkańców „końca świata” na Wyspie Wrangla będziemy wspominać najmilej.



wwrangla41.jpgCzukotka i Wyspa Wrangla to miejsca odwiedzone przez nas (czyli przeze mnie i kolegę-Szweda, Börje Ivarssona) w ramach rejsu arktycznego odbytego na płynącym pod banderą Szwecji i Polski jachcie „Anna”. W ciągu 3-miesięcznej żeglugi przez morza: Beauforta, Czukockie, Wschodniosyberyjskie i Beringa zrobiliśmy 4,8 tys. mil morskich, pokonując tego typu trasę jako pierwsi w świecie.


Więcej o wyprawie na: www.arcticexpedition.eu

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!