Image
Image
Image
Image

Z POLSKIM RODOWODEM

Z  POLSKIM RODOWODEM

ŻAGLOWCE

Rejsy na polskich żaglowcach to nie wczasy. Alarmy do żagli, nocne wachty, szorowanie pokładu, praca w kambuzie, nie każdemu muszą się podobać. Jednak chętnych by pływać na "Darze Młodzieży", "Pogorii", "Chopinie", "Zawiszy Czarnym" nie brakuje…

Zloty żaglowców (u nas od czasu do czasu w Szczecinie lub Gdyni) zawsze przyciągają tłumy widzów. Nie ma się dziwić - duże, smukłe, dostojne statki z żaglami rozpinanymi na oplecionych pajęczyną lin masztach, budzą szacunek i zainteresowanie. O morskiej przygodzie marzy wielu "lądowych szczurów", nic nie stoi jednak na przeszkodzie by te marzenia zrealizować i stać się prawdziwymi "wilkami morskim", nie mając wcześniej żadnego żeglarskiego doświadczenia. Na wielu polskich żaglowcach mile widziani są także cudzoziemcy.


Pokładowe szkoły życia

"Dar Młodzieży" to najsłynniejszy i największy z polskich żaglowców. Wybudowany w 1982 roku zastąpił legendarny "Dar Pomorza", przycumowany obecnie do gdyńskiego nabrzeża jako statek-muzeum. Mająca 109 m długości fregata może zabrać około 80 osób załogi. Na ogół są to studenci (i studentki!) gdyńskiej Akademii Morskiej, do której jednostka należy, choć ostatnio szkolili się też marynarze z… Ghany i Senegalu. Nie ma co kryć, że załoganci dostają niezły wycisk, bo postawienie choćby części z 3 tys. m kw. żagli, w jakie wyposażona jest jednostka, wymaga nie lada pracy.

Najbardziej emocjonujące dla młodych marynarzy jest wchodzenie na reje. Początkowe drżenie nóg szybko mija - po pewnym czasie widok pokładu z wysokości porównywalnej z kilkunastopiętrowym budynkiem, staje się już czymś naturalnym.

praca na rejach jest zwykle dla ochotnikow.jpg "Zwykli" żeglarze mogą spróbować swoich sił pływając na żaglowcu "Fryderyk Chopin". To wprawdzie jednostka o połowę mniejsza od "Daru", ale ze względu na sposób ożaglowania (dwumasztowy bryg z sześcioma rejami na każdym maszcie), wyglądająca niezwykle urokliwie. W tym przypadku najwyższy z masztów to, bagatela, 37 metrów. Kiedy trzeba, wchodzą na niego nawet kilkunastolatki, jako że liczącą 50 osób załogę "Chopina", często stanowi młodzież z tzw. "Szkół Pod Żaglami" realizujących zatwierdzone przez Ministerstwo Edukacji programy nauki na morzu.

Ze "szkołami na pokładzie" pływa również powstała w 1980 roku "Pogoria", 47-metrowa, trzymasztowa jednostka, którą obecnie najczęściej spotyka się na Morzu Śródziemnym. Poza terminami zajętymi przez uczniów, pływać na "Pogorii" może praktycznie każdy. Większość żeglarzy wraca potem na kolejne rejsy, trudno bowiem tego jachtu nie polubić. Inna sprawa, że nie raz przeklina się nocne wachty, kiedy to ani chłód, ani zmęczenie nie stanowią powodu od zwolnienia ze sterowania, stania na tzw. oku (czyli prowadzenie obserwacji), pilnowania radaru czy zajmowania się nawigacją. Nagrodą są wschody i zachody słońca, które na morzu wyglądają za każdym razem niepowtarzalnie, fale i bryzgi morskiej wody, jakie nie raz dostanie się w twarz, wspólne śpiewanie szant, no i kolejne odwiedzane porty. Żeglowanie to także szansa na oderwanie się od normalnych spraw. Wraz z minięciem główek portu lądowe problemy przestają być istotne, milknie telefon, trzeba zapomnieć o Internecie. Czas płynie inaczej - odmierzają go kolejne wachty i wybijanie tzw. szklanek czyli uderzeń w okrętowy dzwon. Podczas rejsów ogólnodostępnych nie ma znaczenia, kto ile ma lat i co robi na lądzie. Wszyscy mówią sobie po imieniu i wspólnie pracują - nie tylko przy obsłudze żagli, ale i tzw. robotach bosmańskich, w kambuzie czyli jachtowej kuchni, przy myciu naczyń, sprzątaniu…


Na pokładzie "Zawiszy"

zaglowce-zawisza.jpgPodobnie jest też na "Zawiszy Czarnym II" - 42 metrowym jachcie należącym do Związku Harcerstwa Polskiego, który od 1961 roku kontynuuje tradycje swojego przedwojennego poprzednika. Popularny "Zawias"  ma już na koncie rejs dookoła świata i opłynięcie Przylądka Horn, ale najczęściej żegluje po Bałtyku i Morzu Północnym. Przebudowany z kutra rybackiego wyposażony jest w 625 m kw. żagli, do których należy trapezowy bryfok z wizerunkiem osławionego "Zawiszy" - średniowiecznego rycerza, jednego z polskich bohaterów narodowych. Żagle wspomaga wypieszczony przez mechaników silnik pochodzący z niemieckiej… łodzi podwodnej.

Statek słynie z wyjątkowej atmosfery, na którą niewątpliwie wpływają spartańskie warunki w jakich mieszka załoga. Pomieszczenie zwane kubrykiem służy zarówno jako jedna wielka sypialnia na prawie 40 osób (śpi się w piętrowo rozmieszczonych kojach), jak i jadalnia, i miejsce gdzie bez względu na porę kwitnie życie towarzyskie. Zwłaszcza na "Zawiszy" każdy rozumie, że nie jest pasażerem, lecz członkiem załogi stanowiącej jedną wielką rodzinę. Nikt się nie ociąga, kiedy w środku nocy rozlega się dzwonek alarmu do żagli albo kiedy bosman każe myć pokład. Nie trzeba być harcerzem by popłynąć na rejs, ważne jest natomiast, by mimo koleżeńskich układów, zaakceptować dyscyplinę. To od tego żaglowca morską karierę rozpoczynało wielu znanych kapitanów i admirałów, a na listach załogi nie raz można było znaleźć znane postacie - polityków (nawet ministrów!), artystów, szefów wielkich korporacji.

zaglowce-zycie w kubryku.jpgTrudne warunki mieszkaniowe nie przeszkadzają w organizowaniu co jakiś czas rejsów z młodzieżą niewidomą lub głuchoniemą. Coraz więcej firm traktuje rejsy na tym jachcie również jako pomysł na integrację pracowników. Ponieważ "Zawisza Czarny" to klasyczny szkuner gaflowy, nie ma więc rei na które trzeba wchodzić, za to niezłą dawkę adrenaliny zapewnia praca na wysuniętym kilka metrów przed kadłub bukszprycie, przy sztormowej pogodzie a to wbijającym się w fale, a to wyskakującym wysoko ponad spienioną wodę. Tak jak i na innych żaglowcach, tak i na "Zawiszy" bardzo pilnuje się żeglarskich zwyczajów i przesądów. Przede wszystkim - zakazane jest gwizdanie - to pozostałość po czasach, kiedy gwizdami wydawano komendy.


Pod różnymi banderami, ale polskie

Flotylla polskich żaglowców jest całkiem spora. Należy do niej jeszcze "Iskra" - siostra "Pogorii" wyróżniająca się czerwonym pasem na burcie ("Pogoria" dla odmiany ma pas niebieski). Ponieważ jest to statek należący do Marynarki Wojennej, stąd też w nazwie skrót ORP - Okręt Rzeczpospolitej, podczas gdy "cywilne" żaglowce i jachty mają przed nazwą skrót s/y ("sailing yacht").  Na "Iskrę" zwykłemu "śmiertelnikowi" trudno się jednak załapać, nic natomiast nie przeszkodzi, by przepłynąć się na "Kapitanie Głowackim", 28-metrowej brygantynie należącej do Polskiego Związku Żeglarskiego. "Głowacki" to zresztą jedyny z żaglowców pod biało-czerwoną banderą, nie wywodzący się z polskiej stoczni. Wybudowali go w końcu II wojny światowej Niemcy z zamiarem wykorzystywania go jako kuter patrolowy, a Polska otrzymała go w ramach reparacji wojennych. Na ogół jednak bywało odwrotnie - to Polacy budowali jachty i żaglowce sprzedawane potem za granicę. Przykładem rosyjskie "Mir", "Chersonez", "Drużba", "Nadieżda" i "Pałłada", które powstały w Stoczni Gdańskiej, w oparciu o te same plany co "Dar Młodzieży". Z polskich stoczni pochodzi też pływająca pod kanadyjską banderą "Concordia" oraz bułgarska "Kaliakra" - obie wzorowane na "Pogorii". Notabene "Concordia" również realizuje programy szkoły pod żaglami - uczestniczy w nich kanadyjska młodzież, jednak załogę stałą (oficerowie, mechanik) stanowią zwykle Polacy!

Mało kto wie, że polski rodowód ma również japoński żaglowiec "Kaisei", czyli w tłumaczeniu "Gwiazda Mórz". Jego kadłub to wybudowany w 1990 roku "Zew Morza II", sprzedany do Kraju Kwitnącej Wiśni. Po zmianie ożaglowania powstała elegancka brygantyna czyli kolejny statek z rejami, przywodzącymi na myśl "Pogorię".


Flotylla Chorenia

zaglowce - chopin i humboldt.jpgPrawie wszystkie żaglowce powstałe w polskich stoczniach to dzieło znakomitego polskiego konstruktora - inż. Zygmunta Chorenia, nazywanego "Ojcem Żaglowców". Oprócz "rodziny" "Pogorii" i "Daru Młodzieży", inżynier Choreń był też autorem planów przebudowy dawnego latarniowca który po wycofaniu w 1986 roku z eksploatacji został przerobiony na pływający pod niemiecką banderą żaglowiec "Alexander von Humboldt" (bardzo zresztą charakterystyczny, bo z zielonym kadłubem i noszący zielone żagle). Również Choreń zaprojektował kadłub "Gwarka", który po przebudowie jako "Royal Clipper" pływa pod banderą Luksemburga jako największy na świecie żaglowiec świata - długi na ponad  130 metrów, pięciomasztowy, mogący nosić 5050 m kw. żagli!. W tym przypadku pasażerowie (170 osób) mają zapewnione wszelkie luksusy i w żadnych pracach bynajmniej nie uczestniczą. Ale już niedługo, również za sprawą inżyniera Chorenia, ma szansę pojawić się jeszcze większa jednostka. Chodzi o tworzonego przez naszego konstruktora "Małego Księcia", żaglowiec 210 metrowej długości, zamówiony przez jednego z rosyjskich miliarderów.

Swoją drogą miłość Polaków do żaglowców jest jak najbardziej uzasadniona. To w końcu z Polski wywodzi się Joseph Conrad (Teodor Józef Konrad Korzeniowski), słynny pisarz, który do czołówki literatury światowej wszedł głównie poprzez swoją twórczość marynistyczną. Ciekawe który z naszych żaglowców Conrad polubiłby najbardziej?

PORADY PODRÓŻNIKA

Moje Pasje

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!