Image
Image
Image
Image

Jak zostaliśmy zbieraczami munros`ów

Jak zostaliśmy zbieraczami munros`ów

GÓRY SZKOCJI
W Polsce coraz więcej osób kolekcjonuje „koronę gór Polski“, a w Szkocji – „munrosy“. Najważniejszym z nich jest oczywiście Ben Nevis – najwyższa góra nie tylko Szkocji, ale całych Wysp Brytyjskich

-Are you „munros baggers” (zbieracze, dosłownie: pakowacze munrosów)”? – pytamy autostopowiczów, których zabieramy naszym samochodem. Okazuje się że tak. Wyglądający na niezłych łojantów chłopcy mają ich na koncie już 140.

„Munrosy” to znajdujące się w Szkocji szczyty przekraczające wysokość 3000 stóp (914,4 m), których według uaktualnionych w 2012 roku wykazów Szkockiego Klubu Wysokogórskiego jest 282. Nazwa wywodzi się od Sir Hugo Munro, żyjącego w latach 1856-1919 baroneta (stosowany w Anglii i Szkocji tytuł szlachecki), który w 1891 roku opublikował pierwszą listę takich szczytów. Sam je zresztą nałogowo zdobywał, choć wszystkich nie zdążył „zaliczyć” (zabrakło mu dwóch). Pierwszym niebudzącym wątpliwości munroistą, bo tak właśnie nazywa się zdobywców wszystkich munrosów, został w 1923 roku niejaki Ronald Burn. Obecnie tytułem tym szczyci się już około 5 tysięcy osób, przy czym swoistym rekordzistą został Stephen Pyke któremu w roku 2010 udało się wejść na wszystkie munrosy w 39 dni 9 godzin, w dodatku przemieszczając się między nimi bez użycia transportu motorowego (korzystał wyłącznie z kajaka i roweru).


Sgurry z Wyspy Mgieł

munrosy3.jpgCo to za góry? – patrząc na wysokości z nutką politowania powiedzą niektórzy. Fakt, do Himalajów im daleko, przy czym zdecydowana większość z nich nie wiąże się z żadnymi trudnościami technicznymi. Kondycji jednak wymaga, tym bardziej że na wiele z nich wychodzi się od poziomu morza, a poważnym utrudnieniem jest często zmieniająca się pogoda, rzeczywiście w przysłowiową szkocką kratkę. Na dodatek w górach Szkocji nie ma co liczyć na oznakowanie szlaków i wysokogórskie schroniska, w których popijając herbatę można przeczekać kolejną falę deszczu czy śniegu. Przy złej pogodzie zgubić się łatwo, w kość też można nieźle dostać, za to przy dobrych warunkach widoki i dzikość natury sprawiają, że można się w tych szkockich górach-pagórach naprawdę zakochać.
 
My, czyli nasz dwuosoby team (ja i Zbyszek Bąk), mieliśmy na Szkocję zaledwie tydzień. Mało, biorąc pod uwagę ile jest tam do oglądania (liczne zamki, destylarnie, urokliwe miasteczka, słynne z potwora Loch Ness, oraz inne „lochy” jak w Szkocji nazywa się jeziora). Głównym celem były jednak góry…

Pierwszym naszym munrosem stał się Cairn Gorm (1245 m, szósty co do wysokości szczyt Szkocji) w Grampianach Wschodnich. Sympatyczna góra, na której spotkaliśmy… renifery (sprowadzone je do tego regionu z Laponii jeszcze w latach 1952). Potem szybki przeskok na należącą do archipelagu Hebrydów Zachodnich Wyspę Skye (nie bez powodu zwaną też Wyspą Mgieł) i… górski orgazm  :) ! Widoki jak z bajki, na dodatek pusto, dzięki czemu ma się wrażenie posiadania gór wyłącznie dla siebie.

munrosy7.jpgNa początek wybieramy masyw Cuillin, a dokładniej tzw. Czarny Cullin (lokalna, gaelicka nazwa to Cuilthionn lib Cuiltheann), przypominający trochę nasze Tatry (wyglądem, bo wysokością już nie), tyle że otoczone morzem. Już sam dojazd do miejsca rozpoczęcia wędrówki jest swoistą atrakcją, bo kręta droga jest niewiele szersza niż samochód (na szczęście pomyślano o mijankach), a co i rusz przebiegają przez nią wszechobecne owce.

Zostawiamy auto przy kempingu, spoglądamy na mapę i ruszamy do góry. Naszym celem jest Sgurr Alasdair (Szczyt Aleksandra), piąta co do wielkości góra Wysp Brytyjskich (922 m) a na wyspie Skye najwyższa. Niestety, przy dojściu do malowniczego jeziorka dociera do nas, że na szczyt ze względów czasowych wejść nie zdążymy (wyruszyliśmy późno, przeczekując lejący przez większą część dnia deszcz). Po obsypującym się piargu dochodzimy jeszcze do miejsca, od którego do szczytu dzieli nas jeszcze tylko ze 100 metrów w pionie i z żalem zawracamy. Cóż, nie będzie tego dnia munrosa. W grani Czarnego Cuillinu jest ich aż 12, w tym najtrudniejszy w całej Wielkiej Brytanii szczyt zwany lokalnie Sgurr Dearg, a po angielsku Inaccessible Pinnacle (potocznie mówi się: In Pinn), czyli Niedostępny Pinakiel. Tak naprawdę dostępny jest, ale wymaga liny i podstawowych umiejętności wspinaczkowych, co dla wielu kolekcjonerów munrosów, przyzwyczajonych wyłącznie do trekingów, bywa przeszkodą nie do pokonania.

Słuszność decyzji o odwrocie potwierdza w drodze powrotnej „wypadek” Zbyszka, który w wyniku poślizgnięcia się spada z dość wysokiej skałki. Wygląda to fatalnie, ale na szczęście kończy się tylko na strachu, potłuczeniach i pokrwawionej nodze. W dolinie jest wprawdzie stacja miejscowego GOPRu, ale uznajemy, że bez przesady, "do wesela się zagoi".

munrosy2.jpgNa pocieszenie po nieudanym szczytowaniu mamy spektakl barw – dojeżdżając na naszą kwaterę wyłaniają nam się oświetlone zachodzącym słońcem szczyty tzw. Czerwonego Cuillin. W przeciwieństwie do postrzępionych, budzących respekt szczytów Czarnego Cuillin, te przypominają łagodne pagóry o wyglądzie spłaszczonych piramid. I faktycznie odróżniają się kolorem. Czarny Cuillin zbudowany jest z bazaltu i tzw. gabro (rodzaj skały magmowej), podczas gdy Czerwony to typowy granit w niektórych warunkach dający rzeczywiście czerwonawy odcień.


Stary Człowiek i morze

Zupełnie inne wrażenia zapewniają górskie twory znajdującego się na północy wyspy Skye półwyspu Trotternish. Nie są to wprawdzie munrosy (najwyższe szczyty dochodzą do prawie 3000 stóp, ale ich nie przekraczają), wycieczki nie są technicznie wymagające (każdy może dopasować wariant dla siebie odpowiedni pod kątem kondycji), mimo to krajobrazowo jest naprawdę wyjątkowo. Najpierw zaliczamy wizytę w rejonie zwanym Quiraing, stanowiącym niezwykłe osuwisko, które wciąż się zresztą osuwa (dowodem tego jest coroczna konieczność naprawy poprowadzonej tamtędy szosy). Nazwa Quiraing pochodzi prawdopodobnie od staronordyckiego kvi rand, co oznaczało okrągłą zagrodę. Jest to uzasadnione - według munrosy8.jpgmiejscowych przekazów, otoczone skałami okrągłe plateau było używane do ukrycia bydła, na które mieli chętkę nękający te tereny, przypływający niegdyś Wikingowie. Właściwie cała okolica to jakieś ciekawe formy skalne, które mogą się z czymś kojarzyć. Najbardziej charakterystyczne z nich mają swoje nazwy. Na przykład wielka Igła czy Więzienie – skała przypominająca średniowieczną basztę.

Następny przystanek robimy w punkcie widokowym na Kilt Rock. Kilt to szkocka spódnica, uszyta z tartanu, czyli kraciastego materiału symbolizującego konkretny klan. Ozdobiona nitką wodospadu nadmorska skała, a właściwie klif, rzeczywiście wygląda tak, jakby go pomalowano w klanowe, w tym przypadku zielono-czarne barwy.

Kwadrans jazdy i mamy kolejną skałę stanowiąca poniekąd symbol wyspy – samotny pinakiel nazwany Starym Człowiekiem ze Storr (Old Man of Storr), choć niektórzy bez ogródek twierdzą że to... Penis Starego Człowieka. Jest też legenda opowiadająca, że to wystający kciuk pochowanego pod ziemią Giganta, według innej wersji Gigant uciekający przed napastnikami – kiedy obejrzał się za siebie zamienił się w kamień. Swoją drogą kto oglądał film „Prometeusz” (na ekrany kinowe wszedł w 2012 roku), może ową skalną maczugę skojarzy. Jej wysokość liczy 48 munrosy4.jpgmetrów, co na tablicy informacyjnej porównuje się do 11 ustawionych jeden na drugim autobusów-piętrusów (takich, jakie jeżdżą po centrach brytyjskich miast). Większość turystów ogląda skałę z daleka, z perspektywy parkingu, my jednak podchodzimy do niej, by popatrzeć na nią z bliska (dopiero później czytamy ostrzeżenia by blisko nie podchodzić, bo jest… niestabilna!). Na koniec dłuższy czas kluczymy po okolicy wśród innych, wcale nie mniej malowniczych skał. Poza nami i owcami nie ma nikogo, co dziwi, bo miejsce jest naprawdę magiczne.  


Ben z pianinem

Ben Nevisa (1344 m), położony w zachodniej części Grampianów najwyższy szczyt Szkocji i całej Wielkiej Brytanii zostawiamy sobie „na deser”. Akurat dojeżdżamy do Fort William, położonego nad zatoką morską miasta, w okolicach którego w czasie II wojny światowej ćwiczono polskich komandosów biorących potem udział w desancie w Normandii, a tu z daleka wyłania się wielka, kopulasta góra. –To Ben??? – upewniamy się pytając miejscowych trochę bez sensu, bo przecież widać, że nic innego równie wielkiego w okolicy nie ma. Ben Nevis to uproszczona wersja oryginalnej, szkocko-gaelickiej nazwy Beinn Nibheis. „Beinn” znaczy góra, natomiast tłumaczenie drugiego członu nie jest jednoznaczne. Najczęściej przyjmuje się, że chodzi o „Jadowitą, złośliwą górę”, albo „Górę z głową skrytą w chmurach”.

munrosy10.jpgNastępnego dnia wcześnie rano zjawiamy się na parkingu przy budynku tzw. Visitor Center, w miejscu skąd startuje szlak. Do wyboru są dwie opcje – na początku napalamy się na trudniejszą, ale rozsądek (nieznajomość terenu, niepewna pogoda) sprawia, że jednak zostajemy przy wersji „droga normalna”, co oznacza wyraźną drogę powstałą jeszcze w XIX wieku kiedy budowano na górze obserwatorium meteorologiczne. Według tablicy informacyjnej trzeba na ten wariant liczyć ok. 7 godzin wędrówki (4 godziny do góry, 3 w dół).

Już na samym początku jesteśmy zaskoczeni, że mimo że to środek tygodnia, już po wakacjach, w góry idą tłumy ludzi. Zdecydowana większość to Brytyjczycy, którzy w końcu słyną z tego, że w górach są dość aktywni, a najwyższy w kraju szczyt przecież wypada zaliczyć. Pierwszym który tego oficjalnie dokonał, jeszcze w 1771 roku, był botanik James Robertson szukający roślin  dla jednego z muzeów w Edynburgu. Obecnie każdego roku na Ben Nevisa wchodzi około 100 tys. osób. Sporo z nich idzie z… psami, oczywiście z ras, które lubią tego typu wysiłek. Większość turystów jest dobrze przygotowana, ale nie brak takich, którzy nie przejęli się wszechobecnymi sugestiami, że Ben to góra wymagająca odpowiedniego ekwipunku. Jedyny z tych, który mimo że nienajlepiej ubrany, ale budzi naszą sympatię, to facet w tradycyjnym szkockim stroju, czyli m.in. w spódniczce i gołych nogach munrosy12.jpgtylko po części chronionych skarpetami. Zastanawiamy się czy ma coś pod spódniczką, bo zwyczajowo prawdziwi Szkoci nie mają (wiem, że to prawda, bo jeden z nich kiedyś już zaspokoił moją ciekawość).

Ale wracając do naszej wycieczki… Po przejściu przerzuconego przez rzeczkę wiszącego mostu droga zaczyna piąć się do góry. Najpierw po kamiennych stopniach, potem robi się bardziej naturalnie. Ubywa drzew, w końcu czujemy się trochę jak na połoninach, gdzie już tylko trawa, pojawia się też malownicze jeziorko, aż w końcu prowadzącą zygzakiem ścieżką wchodzimy stromo przez już wyłącznie skaliste otoczenie. Od miejsca zwanego Red Burn (połowa drogi) jesteśmy w chmurach. Widoki znikają, otacza nas gęsta mgła. Na szczęście droga jest wyraźna, na odcinku przedszczytowym oznaczona także kamiennymi kopcami, zgubić się więc trudno. Co do tych kopców to w 2006 roku pod jednym z nich odkryto… pianino! Wieść gminna niesie, że inicjatorem jego przytachania był 20 lat wcześniej pewien Szkot z miasta Dundee. W jakim celu to zrobił i co się po odkryciu stało z instrumentem, nie udało mi się dojść.

Tymczasem robi się zimno – na dole było ponad 20 stopni, teraz jest około 6, do tego wieje przenikliwy wiatr. Zakładamy czapki i rękawiczki współczując tym, którzy wybrali się w krótkich spodenkach. W końcu się wypłaszcza i zaraz potem docieramy na szczyt. Swoją drogą ten jakby nie było starożytny wulkan (teraz oczywiście już nieczynny) był kiedyś o 600 m wyższy, ale ok. 410 mln lat temu (drobiazg!) zawalił się. Pozostałością dawnej kaldery (czyli zagłębienia po zniszczonym stożku) jest podkowiasty kształt szczytowej części Ben Nevisa.

munrosy9.jpgJak przystało na zdobywców, robimy sobie zdjęcia przy oznaczającym szczyt słupku, oglądamy kamyczki na których inni szczęśliwi zdobywcy uwieczniali swoje wejście, choć wpisów wyrażających miłość też nie brak. Trochę żałujemy że wciąż otaczają nas chmury – ponoć przy dobrej pogodzie widoczność sięga nawet 190 km, tak że bez problemu można zobaczyć brzegi północnej Irlandii.

Ponieważ jesteśmy zmarznięci, a zarazem głodni, zaglądamy do malutkiego schronu. W mającej wygląd namiotu budzie może pomieścić się kilka osób. Para młodych Szkotów właśnie raczy się butelką piwa, a jakże, o nazwie „Ben Nevis”. Zapraszają do wspólnego biesiadowania – w ramach zacieśniania międzynarodowych stosunków pociągamy po łyku rewanżując się herbatą z termosu i polską czekoladą. Ze zregenerowanymi siłami oglądamy ruiny dawnego obserwatorium meteorologicznego – zbudowano go w roku 1883 i służyło przez 21 lat. Przez pewien czas, do roku 1916 był tu też niewielki hotel – cena za nocleg ze śniadaniem wynosiła 10 szylingów.

W drodze powrotnej zastanawiamy się jak się udało wjechać na szczyt samochodem? W 1911 roku zasłynął z tego Ford Model T. Droga niby w miarę szeroka, ale jednak stroma i kamienista. Nie mniej szacunku budzi rekord wejścia na Bena na nogach. Wejścia? Wbiegnięcia! W czasie dorocznego biegu na tę górę (chodzi o rozgrywane co roku w pierwszą sobotę września, już od 1937 roku  zawody „Ben Nevis Race”) kilka lat temu czternastokilometrową trasę z miasteczka Fort William na szczyt i z powrotem, pokonano w ciągu 85 minut i 34 sekund. My wyrobiliśmy się ostatecznie w 5,5 godzin, na dodatek mając  bliżej, bo startując ok. 2 km od miasteczka.

munrosy11.jpgTymczasem tuż przed parkingiem mamy swoisty komitet powitalny. Szkockie krowy! Od razu się w nich „zakochuję”, bo są wyjątkowe – z długą grzywką zasłaniającą oczy i ogromnymi rogami. Potem jedziemy uczcić naszą „akcję górską” do destylarni whisky. Bo góry górami, ale być w Szkocji i nie spróbować tradycyjnej „wody życia” jak się tam nazywa słynny trunek, po prostu nie wypada. Po zwiedzaniu, przy degustacji, wznosimy toast: -Za powrót do Szkocji i kolejne munrosy!





SZKOCKIE GÓRY, CZYLI CO JEST CO? 
Ogólne nazwy szkockich szczytów (czyli określenie czy to munro, czy murdo, a może corbett, graham, czy jeszcze co innego?) zależą od ich wysokości. Oto ściąga, co jest co! Uwaga - zdarza się, że dany szczyt może być określany przez więcej niż jedną z poniższych nazw:

 

Nazwa

Wysokość w stopach

Wysokość w metrach

Warunki dodatkowe

Ile ich jest

MUNROS (samodzielne szczyty) + TOPS MUNROS – szczyty poboczne, należące do tego samej góry

 

ponad 300 stóp

ponad 914,4 m

 

282 samodzielnych Muros plus 227 Tops Munros

MURDOS

ponad 3000 stóp

ponad 914,4 m

wysokość względna min. 30 m (98 stóp)

443

CORBETTS

2500-3000 stóp

762-914,4 m

wysokość względna min. 500 stóp (152,4 m)

221

DONALDS

ponad 2000 stóp

ponad 609,6 m

dot. regionu zwanego Scottish Lowlands („Niziny”)

140

GRAHAMS

2000-2499 stóp

609,6-761,7 m           

Wysokość względna min. 150 m (490 stóp)

224

MARILYNS

 

 

wzgórza z wysokością względną min. 150 m (492 stóp)

w Szkocji jest ich 1214, w całej Wielkiej Brytanii 2009






         
         
         
         
         
         
         

 

PORADY PODRÓŻNIKA

Moje Pasje

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!