CIEKAWI LUDZIE
Pustynna znajomość

BARKA - ALGIERSKI TUAREG
Czy są jeszcze zupełnie bezinteresowne znajomości? Ta opowieść świadczy o tym, że tak. I nie ważne że dzielą nas tysiące kilometrów i kulturowa przepaść.
W czasie swoich podróży po różnych krajach raczej jestem ostrożna z udostępnianiem swojego numeru telefonu nowo poznanym osobom. Kiedyś dawałam i w efekcie nie mogłam opędzić się od znajomych z końca świata, którzy nie zdając sobie sprawy z różnicy czasu budzili mnie w środku nocy, nierzadko licząc że załatwię im wizę do Polski, o pracy czy gościnie przez długie tygodnie nie wspominając, bo to przecież logiczne.
Tym razem było inaczej… Przyjechałam do zagubionej wśród piasków Sahary algierskiej wioski, a Barka, najprawdziwszy Tuareg który przez trzy dni pomagał mi w poznawaniu okolicy, wzbudził we mnie wyjątkowe zaufanie. Chłopak był sympatyczny, nie powiem – całkiem przystojny, chociaż jedyny nasz „bliższy” kontakt ograniczył się do nauki wiązania turbana (tam zwanego szeszem) i pożegnalnego uścisku ręki. Numer telefonu jednak Barce dałam, trochę dlatego że nie miałam serca mu odmówić, ale też dlatego, że z góry założyłam, że z takiego odludzia i tak dzwonił nie będzie.
Spotkanie z Barką miało miejsce siedem lat temu. Przez ten czas, mniej więcej co dwa tygodnie, Barka wydzwania. Problem w tym, że poza swoim tuareskim dialektem i kilkoma angielskimi słowami, mój znajomy żadnego języka nie zna. Rozmowa jest krótka i od lat taka sama, choć właściwie trudno nazwać to rozmową, bo lepsze byłoby określenie „monolog”. Wygląda to następująco:
- Hi Monica, this is Barka. How are you? Ok? – i po mojej odpowiedzi – Ok! – słyszę radosne: -Good bye!
Przyzwyczaiłam się do tych rozmów i szczerze je uwielbiam! Barka o nic nie prosi, dzwoni typowo bezinteresownie. Trudno uwierzyć, że są jeszcze tacy ludzie, którzy dzwonią tak po prostu, by usłyszeć głos drugiej osoby. Nawet mój mąż przyzwyczaił się do tych algierskich telefonów, bo co jakiś czas pyta: -I jak, Barka dzwonił?