Image
Image
Image
Image

Nieprzemakalny Henri, czyli Polak potrafi!

Nieprzemakalny Henri, czyli Polak potrafi!

HENRYK STRZELECKI JAKO HENRI LLOYD

-O, mają państwo ubrania Henri Lloyda! – wyrwało mi się na widok kurtek i sweterków noszonych przez spotkanych angielskich turystów. Anglicy nie kryli satysfakcji, że ktoś zauważył dyskretne logo renomowanej firmy. –A wiedzą Państwo że jej założycielem był Polak? – ja też nie kryłam podsycanej patriotyzmem dumy. Nie wiedzieli…


(Artykuł był pisany w sierpniu 2012 r. Niestety, pół roku później (26 grudnia) pan Henryk zmarł...)


W ubraniach Henri Lloyda chodzą najsłynniejsi żeglarze świata. Ale nie tylko. W Wielkiej Brytanii także najlepsi kierowcy Formuły 1, w Polsce zaś - olimpijczycy (m.in. wioślarze), znani aktorzy, a także politycy!


Z Brodnicy w świat


Wymówienie nazwiska Strzelecki to dla Anglików duże wyzwanie. Odkąd pamięta mówili do niego "Henri", ewentualnie "Mister Henri". A tak naprawdę jest Heńkiem z Brodnicy. To właśnie w tym niewielkim miasteczku położonym ok. 60 km od Torunia i stanowiącym „Wrota Mazur”, w 1925 roku Henryk Strzelecki przyszedł na świat i tam też, wraz z sześciorgiem rodzeństwa spędził najpiękniejsze, dziecięce lata. Co ważne, na jednym z okolicznych jezior poznał smak żeglarstwa, zaczynając może nie tyle od jachtu, co od kajaka z prowizorycznym masztem, na którym stawiało się żagiel, teraz już nie wiadomo, czy z obrusa, czy z prześcieradła.

strzelecki1.jpgKiedy chłopak miał 14 lat, wybuchła wojna. Rwał się do walki, jednak do wojska nie przyjęto go ze względu na wiek. Ale, chcieć to móc, tak więc zaradny nastolatek przedostał się przez Niemcy do Włoch, a że w międzyczasie trochę dorósł, został artylerzystą w Armii Andersa. Przy okazji zaliczył kurs podoficerski, dzięki czemu mógł się sprawdzić jako dowódca 12-osobowego oddziału wyzwalającego Bolonię. Świadectwem frontowej odwagi są wojskowe odznaczenia.

Po wojnie, mając 21 lat, tak jak i wielu towarzyszy walki, Strzelecki znalazł się w Wielkiej Brytanii. Do komunistycznej Polski z wiadomych względów wolał nie wracać, ale i na obczyźnie nie było łatwo. Propozycje pracy dotyczyły zwykle kopalni lub kamieniołomów, chociaż on akurat miał szczęście – udało mu się w charakterze zwykłego robotnika, załapać do fabryki drutu. Już wtedy jednak wiedział, że jego powołaniem jest praca w przemyśle odzieżowym, tak więc z czasem przeniósł się na stanowisko magazyniera w fabryce koszul. Niestety, pracowitość i rzetelność w pięciu się po szczeblach kariery nie wystarczały, problemem był brak wykształcenia. Na jednej z rozmów kwalifikacyjnych usłyszał wprost, że z tak słabym angielskim i brakiem świadectwa z „Oxbridge” (potoczne określenie prestiżowych uniwersytetów Oxford i Cambridge), nie ma szans. Henryk zawziął się – język podszlifował, a dzięki stypendium polskiego rządu w Londynie, ukończył nie tylko szkołę średnią, ale także studia na wydziale handlu i mody na uniwersytecie w Leeds. Aby być jak najbardziej wszechstronnym poszedł też do kolegium nauczycielskiego (później przez długi czas prowadził wykłady na manchesterskim uniwersytecie) i dokształcał się na kursach psychologii biznesu.


H + L czyli logo z ideologią


hl- z psami.jpgNie tracił czasu. Zdobywał doświadczenie w różnych zakładach, m.in. szyjąc z tkanin przeciwdeszczowych odzież ochronną, śledził wszelkie branżowe nowości, uczył się kierować ludźmi. Na sprawy osobiste też umiał znaleźć czas - z poznaną Angielką założył rodzinę… W końcu trafił do fabryki odzieżowej w której zaczął od szefa zmiany, a skończył jako dyrektor mający pod sobą 260 osób personelu. Obserwował rynek, a równocześnie miał dobrą intuicję – doszedł do wniosku że mimo iż żeglarstwo to jeden z brytyjskich sportów narodowych, jest na rynku morskich ubrań spora luka. Widząc że pracodawcy nie interesują się jego pomysłami, postanowił działać na własny rachunek. Szczęście mu sprzyjało, bowiem w międzyczasie zaprzyjaźnił się z Angusem Lloydem, producentem tkanin z okolic Manchesteru. Domówili się szybko: Lloyd dawał fundusze, Henri projekty, wiedzę i doświadczenie. W ten to sposób 1 lipca 1963 roku powstała firma Henri Lloyd – nasz rodak użyczył w nazwie swojego zangielszczonego imienia, biznesowy partner – nazwiska. Wprawdzie w połowie lat 80-tych Agnus Lloyd wycofał się z interesów, ale w nazwie pozostał. Swoją drogą nazwisko Lloyd to dobry chwyt marketingowy, podświadomie wzbudzający zaufanie (wiele osób kojarzy je ze słynną, renomowaną firmą ubezpieczeniową, choć o różnych panów Lloydów chodzi).

Inicjały założycieli, litery H i L, widnieją w zaprojektowanym przez pana Henryka logo. Jest w nim również wieniec laurowy, symbol zwycięstwa w dążeniu do celu (celem było szycie najlepszych w świecie ubrań dla żeglarzy), no i korona, Brytyjczykom pewnie kojarząca się z ich monarchią, ale w interpretacji Henryka Strzeleckiego - symbol siły i nawiązanie do polskiej przeszłości (jej wygląd jest zbliżony do piastowskiej korony Bolesława Chrobrego.


Na morzu i torze rajdowym


hl-samolot.jpgPierwsza fabryka Henri Lloyda została uruchomiona w Manchesterze, w starej kaplicy (!), a pierwszy projekt autorskiego sztormiaka pan Henryk naszkicował na kawałku papieru, jaki sądząc po nagłówku wpadł mu pod rękę w hotelu w Tajlandii. Równocześnie to co w końcu powstawało, było bardzo nowoczesne i świetne jakościowo, tym bardziej że Strzelecki od razu stawiał na nowoczesne, techniczne tkaniny i różnorakie patenty. To właśnie Henri Lloyd ma na koncie wykorzystanie „cudownego” (przynajmniej w latach 60.) materiału Bri-Nylon, zastosowanie pierwszego niekorodującego, nylonowego zamka błyskawicznego, również ta firma wprowadziła zastosowanie w odzieży zamknięcia na rzepy czy ręczne podklejanie szwów w celu zapewnienia ich wodoodporności. Żeglarze to doceniali. W sztormiaku Henri Lloyda w 1966 roku w pierwszy w świecie samotny rejs dookoła świata popłynął Francis Chichester, potem ubrania firmy Polaka wybierali także inni zachodni przedstawiciele czołówki światowego żeglarstwa (choćby Robin Knox-Johnson czy Naomi James), a z naszych – Krystyna Chojnowska-Liskiewicz, Krzysztof Baranowski, Roman Paszke i wielu innych. Wyposażane w nie były również załogi słynnych, ekstremalnych regat, jak np. Puchar Ameryki (Henri Lloyd był oficjalnym partnerem ekipy BMW Oracle), Race 2000, Volvo Ocean Race (w wyścigu na przełomie 2001 i 2002 roku wyroby firmy nosiła połowa startujących ekip). Ale… nie tylko żeglarze je doceniają. W 2009 roku Henri Lloyd podpisał umowę o wyposażeniu w ubrania i buty zwycięskiego wówczas teamu Formuły 1, Brawn GP (kierowca Jenson Button).


Pokoleniowa zmiana warty


strzelecki4.jpgHistoria skromnego, ale ambitnego chłopaka z Brodnicy to dowód na to, że dzięki własnej pracy i determinacji można wiele. Przeglądam zdjęcia… Na takim z czasów wojny patrzy na mnie grzeczny, przedwcześnie dojrzały młodzieniec w mundurze, na kolejnym widnieje uśmiechnięty przystojniak w eleganckim garniturze i pod krawatem (odbywał wiele służbowych podróży, ostatecznie władając sześcioma językami!). Na fotografii z roku 2011 Strzelecki odbiera przyznany przez Manchester University tytuł Honoris Causa za zasługi na polu produkcji i technologii odzieżowej.

Różnych tytułów i nagród trochę się nazbierało. Szczególnym powodem do dumy jest Order Imperium Brytyjskiego wręczony panu Henrykowi w 1985 roku przez samą królową, Elżbietę II. Wkrótce potem z rąk brytyjskiej monarchini odbierał jeszcze nagrody za osiągnięcia w eksporcie.

strzelecki2.jpgTeraz pan Henryk ma już 87 lat i jest na zasłużonej emeryturze, chociaż ciągle stara się być aktywny, biznesowo, rodzinnie, jak też działając w organizacjach polonijnych.  Prowadzeniem firmy zajęli się synowie – Paweł (obecnie 58-latek) oraz Marcin (55), chociaż Mister Henri pozostał jej honorowym prezesem.

W międzyczasie zmienił się nieco profil produkcji. Zaczynano od sztormiaków, teraz ubrania żeglarskie to już mniejszość – 60% stanowi moda. Tak zdecydował rynek – żeglarze kupią sztormiak raz na kilka lat, ale w międzyczasie jest szansa, że zainwestują jeszcze w koszulki, swetry, spodnie, buty i inne rzeczy, przydatne nie tylko na jachcie. Postawiono na uniwersalność. Oprócz żeglarzy i wspomnianych kierowców rajdowych w ubraniach sygnowanych logiem firmy polskiego emigranta chodzą również gracze w golfa. Ich gust Henri Strzelecki dobrze zna – sam jest fanem tego sportu.

hl-sklep 2.jpgAle nie tylko odzież sportową dla „wyczynowców” firma produkuje. Kolekcję uzupełniają eleganckie ubrania, młodzieżowe ciuchy dżinsowe czy ręcznie robione buty. Mało tego, kolekcja Henri Lloyda inspiruje kreatorów mody – tak było w przypadku włoskiego projektanta Massimo Goggi, a efektem współpracy był przyznany w Wielkiej Brytanii tytuł Modnej Marki Roku 1997.

Firmowe sklepy Henri Lloyda są już w 29 krajach świata – nie tylko w Europie (ma je większość krajów), ale także w Australii, Azji (w Japonii i Korei) czy na Bliskim Wschodzie (w Kuwejcie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich). Fabryki ulokowano w trzech miejscach: w Wielkiej Brytanii, Portugalii oraz w Polsce. Jeśli chodzi o nasz kraj zdecydowały rzecz jasna więzy rodzinne. Henryk Strzelecki wyznaje zasadę „żyj i daj żyć innym”, w związku z czym w ramach spłaty długu za pomyślność w biznesie, postanowił stworzyć możliwości czerpania korzyści z tego faktu także mieszkańcom swojej ukochanej Brodnicy. –To moja prywatna stolica Polski… - twierdzi.


Kobiety, wino, biznes…


hl-p.andrzej.jpgProdukcją w Brodnicy kieruje Andrzej Schuetz, służbowo dyrektor generalny, a prywatnie bratanek pana Henryka. Kontakty ze sobą rzecz jasna mają.  –Wuj kojarzył mi się zawsze z dobrocią i takim ludzkim ciepłem. Kiedy przyjechał pierwszy raz do Polski, a było to w roku 1960 (wcześniej nie mógł ze względu na komunistyczne władze), u nas było strasznie szaro, a on przywiózł kolorowe zabawki, słodycze, baloniki. Utożsamiał się z innym światem. Następnym razem sprezentował nam już jakieś produkty ze swojej fabryki – czapkę z daszkiem, elegancki worek na ubrania, chociaż najbardziej cieszyliśmy się z tego, że woził nas swoim autem, a w tamtych czasach w okolicy były tylko dwa samochody. I jeszcze pamiętam, że bardzo szybko nawiązywał kontakty, zwłaszcza z kobietami! – śmieje się pan Andrzej. Swoją drogą nie dziwię się, bo choćby na zdjęciach widać, że to typ mężczyzny, który paniom się podoba. Taki z wyglądu wieczny chłopiec, z trudnym do ocenienia wiekiem (nawet na ostatnich fotografiach wygląda dużo młodziej niż wynika z metryki). Wysportowany, przystojny, elegancki, szarmancki, no i ten nieustanny, rozbrajający uśmiech.

hl-dyplomy.jpgTymczasem dyrektor Schuetz kontynuuje swoją opowieść: –Później jednak skończyło się głaskanie po głowie, a zaczęły się relacje biznesowe. Musiałem szybko uczyć się angielskiego, chociaż z wujem zawsze rozmawiamy po polsku. Bardzo dużo mu zawdzięczam – to on wprowadził mnie w biznes, ale także nauczył pić wytrawne czerwone wino, w czasach kiedy u nas wódka była najbardziej popularna. Sam nigdy nie pił mocnych alkoholi –  poza winem tylko piwo i ewentualnie jakieś słabe drinki. 

Ostatni raz pan Henryk był w Polsce w ubiegłym roku, ale już wtedy był ciężko chory. Niestety, nawet mimo zdrowego trybu życia, i sportowej aktywności (grał w golfa i tenisa), dopadł go wylew. Do Bolonii którą bardzo lubi i gdzie co roku jest zapraszany z racji udziału w wyzwalaniu tego miasta, też już nie jeździ. Ale wciąż jak na te 87 lat, które ma, trzyma się naprawdę nieźle.

 


Z Brodnicy w świat


strzelecki8.jpgPrzechodzimy na sprawy biznesowe. Pan Andrzej jest szefem brodnickiej fabryki od momentu jej powstania, czyli od przełomu 1992/1993 roku, nie dziwi więc pasja jaką wyczuwa się w tonie głosu, gdy opowiada o produkcji: –Nie było łatwo zacząć – na początku lat 90-tych powstało w naszym kraju wiele firm polonijnych. Z częścią z nich wiązały się jakieś afery, nie płaciły, źle się kojarzyły. Mnie było o tyle łatwiej, że byłem miejscowy, więc ludzie mnie znali. Zaczęło się od zatrudnienia dziesięciu pracownic, które w krótkim czasie, wyjechały na szkolenie do Wielkiej Brytanii, a potem stanowiły trzon kadry. Z czasem rozniosło się, że w Henri Lloyd jest normalnie, przestrzegamy kodeksu pracy – nie było już problemów z rekrutacją.

Pytam, jak kryzys. -Nie powiem, trochę go odczuliśmy – przyznaje dyrektor. –Gros produkcji, 90-95%, idzie na eksport. Wiadomo, są miesiące lepsze i gorsze, choć najgorsze tąpnięcie mieliśmy zaraz po 11 września 2001 roku, kiedy wycofali się z zamówień Amerykanie. Mieliśmy już przygotowane surowce, maszyny, a tu nagle wszystko anulowano. Przedstawiliśmy załodze problem, wyjaśniliśmy: albo zwalniamy część ludzi, albo zmniejszamy czas pracy. Ludzie wybrali drugi wariant: przez 3 miesiące pracowaliśmy cztery dni w tygodniu; potem znowu wróciliśmy na normalne tory. Podobna sytuacja miała miejsce w 2010 roku – znowu musieliśmy przestawić produkcję na 4/5 etatu.

hl - sklep 1.jpgTeraz jest już stabilnie - obroty polskiego Henri Lloyda wynoszą około 25 mln zł. –Szyjemy głównie kurtki i to te najbardziej zaawansowane technologicznie. Może mogliby to robić Chińczycy, ale nawet im nie proponujemy - wolimy mieć to pod kontrolą…- mówi pan Andrzej i zabiera mnie do wybudowanej przy wylocie z miasta hali produkcyjnej. Zaskakuje mnie, że chyba wszystkich pracowników zna po imieniu, zagaduje, pozdrawia. –Większość z nich sam przyjmowałem do pracy – śmieje się. –Poza tym w obecnych czasach trudno o lojalnego pracownika, dlatego też staramy się, by nasi ludzie czuli się doceniani, mieli przyzwoite warunki pracy, dostawali na czas pensję, mogli korzystać z prawa do urlopów. Potem to procentuje!


Droga do laurów


Na hali nie wolno robić zdjęć – tajemnica technologiczna. –Wzory przychodzą z zagranicy, materiały też. Większość z Włoch, goretex mamy z Wielkiej Brytanii, tkaniny żeglarskie aż z Japonii. Ale za to technologia jest w pełni nasza - słyszę. Bardzo duży nacisk kładzie się na kontrolę jakości. Nie kalkuluje się puścić czegoś  z błędem, bo traci marka.

Pytam o podróbki. –Pewnie że są! Nie tak dawno pewna firma z Bydgoszczy wypuściła na rynek sprowadzane z Turcji okulary praktycznie identyczne jak nasze. Różnica polegała na tym, że pisali HenrY Loyd, czyli robili dwie literówki, a w logo wstawili różę wiatrów. Sąd przyznał nam rację, wszystko czego jeszcze nie sprzedali muszą wycofać ze sprzedaży.        

strzelecki5.jpgPlany? –Chcemy utrzymać pozycję na rynku. Specjalnego wzrostu produkcji i sprzedaży w najbliższym czasie nie przewidujemy – naszym zadaniem jest przede wszystkim dostosowywanie się do zamówień związanych z eksportem – precyzuje Andrzej Schuetz. Ustalona jest też polityka dotycząca sklepów firmowych – firmie nie zależy aby były one „wszędzie”, tym bardziej że oferta jest jednak dość ekskluzywna, nie tania, czyli na pewno nie „dla mas”. –Kiedyś byliśmy hurtownikami, dostarczaliśmy towar do sklepów, które miały różną odzież, w tym też naszą. Niestety, zrobiła się moda na niepłacenie i zatory płatnicze, postanowiliśmy więc postawić na własny system sprzedaży. Aktualnie mamy w Polsce 7 sklepów.

W pokoju dyrektora Schuetza leży wielka księga pamiątkowa, a w niej zdjęcia znanych osób noszących ubrania Henri Lloyda. Przekrój spory, od sportowców i podróżników (Mateusz Kusznierewicz, Marek Kamiński), przez ludzi showbiznesu (m.in. Izabela Trojanowska, Katarzyna Dowbor), po polityków i ich rodziny (Bronisław Komorowski siedzący na jachcie w sztormiaku, Aleksander Kwaśniewski w sweterku, idąca przy boku męża Małgorzata Tusk w bluzeczce tej firmy). Można też dowiedzieć się kogo firma wspierała (ostatnio - pochodzącego z Brodnicy artystę-plastyka Marcina Szymielewicza, który miał w Warszawie wystawę) i co o niej pisała prasa (ku swojemu zaskoczeniu odnalazłam krótki news gazetowy... mojego autorstwa, o otwarciu sklepu Henri Lloyda  w warszawskiej Panoramie w 2002 roku).

strzelecki3.jpgO tym że Henri Lloyd dorobił się w Polsce zasłużonej renomy świadczą nagrody – statuetki i dyplomy wystawione w gabinecie dyrektora. Jest wśród nich certyfikat Polish Exclusive nadawany markom odnoszącym sukcesy na polskim rynku, jak również przyznawana przez Krajową Izbę Gospodarczą nagroda Przedsiębiorstwo Fair Play (w końcu nie na darmo jedną z dewiz życiowych Henryka Strzeleckiego jest: „traktuj innych ludzi, tak jak chciałbyś być traktowany przez innych”). Moją uwagę przykuwa dyplom stanowiący potwierdzenie przyznania cenionej wśród polskich żeglarzy nagrody „Conrady-indywidualności morskie”. Dedykacja głosi: „Nieprzemakalny Henri – Biznesmen w służbie żeglarzy świata”.

Pan Strzelecki może być dumny ze swojej firmy, Polska, a zwłaszcza Brodnica powinny być dumne z niego. Może wkrótce znowu przyjedzie do kraju? Powód jest ważny - jakby nie było w 2013, Henri Lloyd obchodzi 50-lecie swego istnienia, w tym 20-lecie działalności w Polsce. 



Strona firmy: www.henrilloyd.pl

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!