Image
Image
Image
Image

Delta jak patelnia

Delta jak patelnia

BOTSWANA
 „Największa na świecie delta na wodach wewnętrznych” – dźwięczy mi w pamięci formułka wyuczona na lekcjach geografii. Nie mogę uwierzyć, że wielkie rozlewiska nad którymi przelatuję, to właśnie znajdująca się w Botswanie słynna Delta Okawango


Z okna awionetki trudno rozpoznać, gdzie jest zakamuflowane pod zieloną rzęsą wodną zdradzieckie bagno, a gdzie wyspa. Nie ma dróg - zastępują je przecinające trzciny kanały, utworzone przez przepływające łodzie. Zresztą po co drogi, jeśli poza 50-tysięcznym Maun, piątym co do wielkości miastem Botswany, zwanym „bramą Okawango”, dalej na północ, czyli w Delcie, nie ma już żadnych miejscowości. W ogóle Botswana to jedno z najsłabiej zaludnionych państw świat – średnia stanowi niecałe 3 osoby na  kilometr kwadratowy, a w Delcie Okavango jest pustkowie do potęgi. Lecimy i lecimy, a nie widać żadnych śladów cywilizacji, żadnych słupów z kablami, żadnych rur, domów, nic! Za to można dojrzeć dumne żyrafy i słonie stojące u wodopoju.

Uwaga na gości!

okavango-lodz.jpgPo 20-minutowym locie lądujemy na niewielkiej wysepce, na której poza naszymi przewodnikami komitet powitalny tworzy stado małp. Kawałek idziemy, potem przesiadamy się na szybką motorówkę i dopiero po kolejnym kwadransie dobijamy do niewielkiej wyspy, na której jest „Moremi Crossing” – camp, na którym mamy spędzić dwie noce.

Głusza totalna. Nie ma Internetu, nie działają komórki, baterie do aparatu można naładować tylko przy recepcji, gdzie jest prąd z generatora. Dookoła, jak okiem sięgnąć, rozciągają się bezkresne szuwary. –Czuję się trochę jak nad Biebrzą – mówi jeden z turystów z grupy, którą pilotuję. Trochę racji ma, ale w końcu nad Biebrzą nie rosną palmy i nie spotkamy taplających się w błocie hipopotamów. –Na hipopotamy uważajcie, bo czasami po zmroku, korzystając z braku ogrodzeń, wchodzą na wyspę. Podobnie jak i słonie! – grzecznie informuje szefowa campu, którą jest biała okavango-ptaszek.jpgdziewczyna pochodząca z RPA. -W każdym razie zapomnijcie o nocnych spacerach, a po kolacji wracając do swoich namiotów dostaniecie obstawę strażników – słyszymy kolejne instrukcje. Nie ma natomiast problemu jeśli chodzi o zaprzyjaźnianie się z guźcami, bo pani guźcowa z warchlakami nikomu krzywdy nie zrobi, a zresztą chyba lubi być gwiazdą, bo dość chętnie pozuje do zdjęć. Gorzej z pawianami. Te są aż zanadto śmiałe. W pokojach naszych namioto-domków (dużo bardziej luksusowych niż się spodziewaliśmy, bo nawet łazienki w nich są) znajdujemy ulotki, aby dokładnie zamykać wejścia, bo małpy  „o niczym bardziej nie marzą, jak o tym, by sprawdzić, co posiadamy”. Mało tego, ponoć: „bardzo lubią przeglądać się w lustrze, przy okazji zabierając kosmetyki”.

O umowie hipos z królew-lwem

okavango-hipos.jpgPo krótkim odpoczynku znowu wsiadamy na łódź i - na przemian omijając kępy papirusów i zachwycając się różowym liliami - płyniemy na wodne safari. Już po kilku minutach spotykamy krokodyla leżącego bez ruchu z rozdziawioną paszczą (w ten sposób reguluje temperaturę swojego ciała). Potem czas na hipopotamy – w miejscu, do którego docieramy jest ich mnóstwo. Ile, nie mamy szansy się doliczyć, bo co chwila któryś nurkuje, a może siedzieć pod wodą nawet 6 minut.  –Nie możemy podpływać za blisko, bo rozwścieczone hipos są w stanie wywrócić łódź – mówi przewodnik. To jedne z najniebezpieczniejszych zwierząt Afryki, mają na koncie więcej ludzkich istnień niż np. lwy. Fakt, sprawiające wrażenie niezdarnych tłuściochy w rzeczywistości mogą być bardzo szybkie, nie mówiąc o tym, że są całkiem dobrymi piechurami (pasąc się w nocy na lądzie potrafią przejść nawet kilkanaście kilometrów!).

okavango-hipo.jpgDo upodobań hipopotamów nawiązuje jedna z bajek opowiadanych afrykańskim dzieciom. Wynika z niej, że kiedyś wszystkie zwierzęta żyły razem, na lądzie, ale pewnego dnia hipopotamy przyszły poskarżyć się do króla-lwa, że jako grube i krótkonogie są wyśmiewane przez resztę zwierzęcej braci. A że na dodatek mają wrażliwą na słońce skórę, proszą o zgodę na żywot w wodzie. Król-lew problem rozumiał, nie chciał jednak tracić poddanych, a poza tym ptaki żywiące się rybami podniosły krzyk, że przenosząc się do wody hipopotamy będą wyjadać im pokarm. W końcu udało się znaleźć rozwiązanie korzystne dla wszystkich stron i stosowane po dziś dzień: hipopotamy dostały zgodę na przebywanie w wodzie za dnia, na noc jednak wracają na ląd. Zgodnie z umową nie zmieniły  nawyków żywieniowych – wciąż bazują na diecie wegetariańskiej.

Znikająca woda

okavango-slonie.jpgWieczór spędzamy nad mapą, poznając fenomen Delty Okawango. Nazwa rzeki –  w oryginale Okavango, dotyczy tylko Botswany, bowiem w Angoli (tam znajdują się źródła) jest to Cabango, a na krótkim odcinku kiedy płynie przez Namibię – Kavango. Mówi się że to „rzeka która nie może znaleźć morza” – rzeczywiście jej 1600 kilometrowy bieg urywa się w piaskach pustyni Kalahari, setki kilometrów od oceanów oblewających Afrykę. Oczywiście rzeka nie znika zupełnie nagle, lecz rozlewa się na rozległym terenie mającym wymiary 250 na 150 kilometrów. Ze względu na jej kształt, porównuje się ją do wielkiej, mającej powierzchnię 16 tys. km kw. patelni z długą rączką. Tworzące się labirynty rzeczek, kanałów i lagun najbardziej spektakularnie wyglądają od czerwca do sierpnia.

"Wielka woda” idzie od źródeł w Angoli przez w sumie 9 miesięcy – zapoczątkowują ją silne deszcze, jakie padają na angolskich wyżynach od października do kwietnia. Granicę między Namibią i Botswaną fala powodziowa osiąga już w grudniu, w marcu-kwietniu zaczyna się zalewanie terenów Delty, jednak do Maun, wspomnianego już miasta nazywanego „bramą” Delty Okawango, woda dociera niekiedy dopiero w lipcu.

okavango-zachod.jpgJak to się dzieje, że 11 kilometrów sześciennych wody, jakie co roku wpadają do Delty, nie płynie dalej? Przyczyna jest mały spadek terenu i klimat. Jak wyliczyli naukowy – około 60% wody „znika” w wyniku transpiracji roślin (chodzi o parowanie naziemnych części roślin), 36% przez parowanie jako takie, 2% zostaje w glebie, a zaledwie 2% wpada do niedalekiego Jeziora Ngami. To jedyna pozostałość po istniejącym tu w czasach prehistorycznych wielkim jeziorze, zasilanym właśnie przez wody Okawango. Nazywało się Makgadikgadi, a jego głębokość dochodziła do 30 metrów. Jakieś 10 tys. lat temu zbiornik zaczął wysychać – aż trudno uwierzyć, że jego tereny to teraz pustynia Kalahari.

Czy Delta Okawango, jeden z najliczniej zamieszkałych przez zwierzęta obszarów Afryki, przetrwa w takiej jak obecnie formie dla kolejnych pokoleń? Nie jest to wcale pewne, bowiem rozważa się wybudowanie na rzece elektrowni wodnej. Rozmowy w których uczestniczą wszystkie państwa przez które Okawango przepływa, wciąż trwają.

Poranek na mok(o)ro!


okavango-mokoro.jpgO świcie kolejnego dnia znowu wsiadamy na łodzie, ale tym razem są to już tradycyjne, płaskodenna pychówki zwana mokoro. Dawniej robiono je z wydrążonych pni rosnących w tych okolicach drzew kiełbasianych lub hebanowych, ale ponieważ tego typu kadłuby wytrzymywały jedynie 5 lat, zaś drzewa do ich wykonania musiały rosnąć około stu lat, ze względów ekologicznych zaczęto robić mokoro z włókna szkalnego. Na ogół tego typu łódź zabiera dwóch pasażerów, a jej kapitan to tzw. poler zręcznie odpychający się od dna długim kijem zwanym ngashi.

Naszym celem jest tzw. Wyspa Wodza (Chief`s Island), największa wyspa całej Delty (70 km długości i 15 km szerokości). Jej nazwa pochodzi jeszcze z czasów, kiedy był to teren zarezerwowany do polowań miejscowych kacyków. Zwierząt jest na wyspie dużo, bo zwłaszcza w czasie kiedy zbliża się wysoka woda, znajduje na niej schronienie wiele gatunków.

okavango-zyrafy.jpgAmbicją naszego przewodnika staje się pokazanie nam z bliska żyraf. Chodzimy godzinę, dwie, upał staje się coraz większy i żadne to pocieszenie że „wczoraj tu były, i to siedem!”. Wczoraj to przeszłość, a dziś widzimy jedynie kilka impali – małych antylopek, i to też jedynie z daleka. Inna sprawa, że mamy sporo innych ciekawostek: przy jednej z licznych termitier dostajemy do spróbowania wygrzebane z wewnątrz termity, dowiadujemy się dlaczego drzewo kiełbasiane ma taką dziwną nazwę (od owoców przypominających potężną kiełbasę) i wiemy już jak wygląda drzewo mopane, na którego liściach żerują larwy, stanowiące w tym rejonie Afryki lokalny przysmak (mnie akurat średnio smakują).

W końcu w trzeciej godzinie chodzenia w trawach po pas, przez miejscowych zwanych „lwimi” (bo stanowią dobre ukrycie dla tych wielkich kotów), w momencie kiedy chcemy namówić przewodnika do powrotu, żyrafy się ukazują! Skradamy się do nich, a one eleganckie i dostojne, przechodzą jakieś 50 metrów od nas, niczym na wybiegu mody.

Dumny z siebie przewodnik, licząc zapewne na sowity napiwek, postanawia wytropić jeszcze słonie. Zgadzamy się, bo hasło „słoń” brzmi dumnie, tyle że wędrujemy kolejną godzinę, a znajdujemy co jakiś czas jedynie słoniowe odchody. Jeden z moich turystów ambitnie je liczy, a kiedy dochodzi do 83, nie wytrzymuje: -Powiem, że widziałem KUPĘ słoni. Przecież, nie skłamię!

okavango-slon.jpgSytuacja się powtarza - podobnie jak przy żyrafach, kiedy już postanawiamy skapitulować, przewodnik daje znać, że mamy być cicho i pokazuje zarośla 30 metrów od nas! Serce zamiera nam z przejęcia, bo z krzaków wystaje trąba, potem pojawia się cała głowa i wielkie uszy. Rozglądam się za jakimś drzewem, gdyby słonisko rozpoczęło szarżę. Uciekać nie ma sensu – słoń będzie szybszy, jeśli więc nie ma drzewa, lepiej stać w miejscu i w razie czego próbować zrobić unik. Zresztą przewodnik wie co robi, kontroluje kierunek wiatru, doskonale zna zwyczaje zwierząt. Po kilku minutach na zdjęcia, cichutko się wycofujemy.

Spotkanie z największym lądowym ssakiem to jedno z moich największych przeżyć, jeśli chodzi o afrykańskie przygody. To w końcu ogromna różnica - patrzeć na słonia z terenowego samochodu albo stanąć z tak wielkim, dzikim zwierzęciem, niemal oko w oko.

Wieczorem, kiedy już prawie zasypiam, wśród hałaśliwych nocą odgłosów buszu, słyszę w ryk słonia. Może to ten sam?

INFORMACJE PRAKTYCZNE (2010 r.):

JAK DOTRZEĆ: Można dolecieć do stolicy Botswany - Gabarone, ale to dość droga opcja (od ok. 4000.zł). Większość podróżników dolatuje do Johannesburga w RPA (z Polski ok. 3000 zł) i stamtąd przebija się drogą lądową.

WIZA: wbrew temu, co jeszcze nie zostało uaktualnione na wielu stronach internetowych, wiza dla Polaków jest NIEpotrzebna (za to wciąż potrzebują ją np. Czesi, Węgrzy czy Litwini).

okavango- z gory2.jpgWALUTA: pula (BWP). 1 BWP = ok. 0,50 gr. Można też płacić południowoafrykańskimi randami oraz dolarami. Nieopłacalna jest wymiana euro!

JĘZYK: angielski, setswana.

CZAS:
taki sam jak w Polsce.

KIEDY: najlepszy okres na podziwianie Delty Okawango to maj- październik.

CO ZABRAĆ: do chodzenia w wysokiej trawie - buty trekingowe, ze względu na komary i różne owady wieczorami przydają się długie spodnie i koszule z długim rękawem, warto mieć też polar (mnie przydał się po burzy, po której raptownie spadła temperatura), czapkę od słońca, okulary przeciwsłoneczne, krem z filtrem UV, środek przeciw komarom (choć na campach mają różne specyfiki). Oczywiście przyda się też aparat fotograficzny lub kamera i ewentualnie lornetka.

ZDROWIE:
wskazane jest branie tabletek antymalarycznych. Do picia należy używać tylko wody, której jesteśmy pewni (na campach jest jej pod dostatkiem).

ORGANIZACJA PODRÓŻY:
Botswana jest drogim krajem jeśli chodzi o podróże (doprowadza do tego celowa polityka rządu chroniąca kraj przed masową turystyką), w dodatku trudnym do zwiedzania na własną rękę (aby dotrzeć do wielu miejsc trzeba mieć środek lokomocji).

okavango-samoloty.jpgJeśli chodzi konkretnie o Deltę Okawango można wybrać się na krótki lot widokowy (45 min kosztuje 300 USD, do podziału na liczbę pasażerów, których może być max. 5), ale warto wykupić też pobyt (min. dwudniowy) w lodge`u w głębi Delty. Ceny – od 300 dol. za noc, przy czym jest to cena z wyżywieniem (im głębiej w Deltę, tym drożej). Na wysokie opłaty ma wpływ mnóstwo różnych podatków (np. na rzecz lokalnej społeczności, opłata parkowa – 30 USD od osoby dziennie i inne). Przy załatwianiu pobytu w lodge`u można skorzystać z reklamujących się w Internecie lokalnych biur albo z wycieczek polskich organizatorów mających w programach Deltę Okawango (m.in. Prestige Holidays & Tours, Konsorcjum Polskich Biur Podróży czy Logos Travel).

INTERNET:

http://www.botswanatourism.co.bw , http://www.okavango-delta.net

Blog - regiony

Image
Image
© 2022 Monika Witkowska. All Rights Reserved. Designed by grow!